czwartek, 30 października 2014

''Konsekwencje romantyzmu'' Shizuo x Izaya - oneshot

Witajcie moi mili~
Wstawiam Wam tutaj oto spóźnionego szocika, który od miesiąca czekał na małą edycję. No i dzisiaj się doczekał. Nie mam już słów, aby wyrazić jak strasznie mi smutno, że tak rzadko wstawiam cokolwiek. Pracuję nad tym i biorę się za kolejne opowiadania.
Poza tym~ Mam mniej więcej rozpiskę, co chciałabym wrzucić tutaj w najbliższym czasie. W tym miesiącu mam zamiar dodać coś romantycznego (razy dwa!) i prolog jednego z opowiadań. Niestety nie potrafię zdecydować, od którego zacząć (bo nie wiem czy z tym cięższym podołam D:). Dobra, się jeszcze zobaczy.
Notki typowo halloweenowej nie ma, niby mam songfic, który by podołał zadaniu, ale mam do niego pewne wątpliwości. I jest psychiczny XD
Co by tu jeszcze... Co u mnie?
Ogólnie mam sporo do roboty w szkole. Jestem za wakacjami! teraz, zaraz D: Kto za? ;-;
No nic, nie przedłużam, a zapraszam~



''Konsekwencje romantyzmu''



  Izaya był bardzo znudzony. Zmęczony okropną monotonnością, która nie dawała mu normalnie żyć. Jakby go podduszała z każdym dniem, a on nie mógł rozwiązać sznura na swej szyi, aby zaczerpnąć oddechu.
Niby coś zmienił. Po raz pierwszy udało mu się zapanować nad niemożliwym, przy okazji spełniając swe życzenie.
Teraz mógł być ''bogiem'' bez względu na wszystko, czyż nie? Czyż nie takie było zamierzenie?
Lecz, skoro był "bogiem" i mógł wszystko, to czemu marnował czas na dość przyziemne rzeczy?

    - Shizu-chan... - mruknął znudzony brunet, po raz kolejny, jak nie setny zmieniając swoją pozycję do leżenia na tej kanapie. Od jakiś dwóch godzin cholernie denerwującej kanapie. - Mogę się założyć, że już ze trzy razy oglądałeś ten film. - wskazał na niego, składając palce dłoni w pistolecik oraz mrużąc oczy, po czym przeniósł pełen obojętności wzrok na płaski ekran swojego telewizora, mając nadzieję, że nagle wyparuje. Albo chociaż odetną prąd na jakiś czas. Chociaż to.
- Cicho, wszo. Nie przerywaj mi... - syknął blondyn, wręcz szepcząc to do Izayi, aby nie zagłuszać zbytnio dialogów, wypowiadanych przez aktorów. Również mówiąc to, nie zaszczycił nawet na sekundę spojrzeniem swojego chłopaka. Cóż miał poradzić na to, że leciała powtórka jego ulubionego filmu, a że strasznie za nim przepadał, oczywiście pomijając, że głównym bohaterem był jego brat, to wolał zobaczyć każdy szczególik, aby nic nie stracić. Nawet fakt, że dość niedawno strasznie potrzebował do łazienki, obecnie jakoś przestawał mu przeszkadzać.
- Shizu-chaaan noo, potworze...~ - jęknął i wyprostował jedną nogę, którą trzymał na udach Shizuo, zakładając mu ją za głowę i stopą go szturchając. - Zero zabawy, zero rozrywki, zero czegokolwiek... Przecież ja za moment umrę, noo~!
- Nikt ci nie kazał przy mnie siedzieć. - warknął, odwróciwszy w jego stronę głowę z morderczym spojrzeniem. No teraz to Izaya faktycznie mógł umrzeć. - Idź, pobaw się w wielkiego zbawiciela i zbaw mnie od twojego trucia mi za uchem. - burknął blondyn, na powrót skupiając się na filmie. Akurat przez tę mendę przegapił interesujący fragment filmu! Dłoń, którą trzymał na podłokietniku zacisnął w pięść, próbując się uspokoić. Nie pomagało. Gdyby nie ta menda... Czy on naprawdę, naprawdę nie może nawet obejrzeć w spokoju tego cholernego filmu?!
- Shizu, ale jak ja mam sam... Samemu robić cokolwiek też jest nuuudno~. - potrząsnął głową na boki i zakrył twarz dłońmi, po chwili opadając z powrotem na kanapę.
Shizuo już powoli miał naprawdę dość. Jak nigdy dotąd. Gdyby wiedział, że nie będzie mu dane skończyć seans, to nie pozwoliłby Izayi oglądać razem z nim. Nigdy, przenigdy.
Postanowił już go nie uciszać. To nic nie dało, a tylko pogarszało sytuację, bo Izaya oprócz wiercenia, zaczynał gadać. A to już było nie do przyjęcia.
- Jeśli będziesz cicho i dasz mi skończyć oglądać, a niewiele tego zostało, to pójdziemy na sushi... Albo gdzieś indziej na spacer. - mruknął cicho blondyn, przymykając oczy i rozmasowując skronie. Jak on go irytował!
Izaya po usłyszeniu tych słów, momentalnie się ożywił i jak grzeczny uczniak, ze świecącymi oczami, usiadł na klęczkach, na kanapie. Teraz już spokojnie i przede wszystkim cichutko jak myszka, oglądał wraz z Shizuo jego ulubiony film. Jeśli blondyn tak stawiał sprawę, to Izaya jest w stanie się poświęcić. Zaczał snuć wizje, gdzie razem pójdą, sunąć wzrokiem po ścianach w ciepłym kolorze.
    Minęła godzina, nastąpiła druga. Po drugiej trzecia. Nastała czwarta godzina.
Co jak co, ale to miał być jeden film. I owszem. Izaya wytrzymał jeden film, a potem drugi. Ale trzeciego już nie przepuścił. Zwyczajnie dał się oszukać i omamić Shizusiowi, który to wykorzystał i w ciszy już oglądał filmy! On, Izaya Orihara tak się dał wrobić! Dał się uciszyć pierwotniakowi...
Izaya marudził coś pod nosem, bujał się na boki, jak dziecko specjalnej troski, gadał sam do siebie, aż w końcu przewiesił się przez podłokietnik tak, że leżał na nim plecami i był zgięty w pół, wisząc głową do dołu, a nogi dalej mając na udach Shizuo. Wisiał tak i wisiał, wymachując spuszczonymi w dół rękoma, od czasu do czasu zamiatając nimi po podłodze. Po kilku takich chwilach, nudząc się niemiłosiernie, gwałtownie podniósł się do siadu i usiadł już normalnie na kanapie, przyglądając się z niemałą czujnością Shizuo, mocno zainteresowanego filmem. Zastanowił się chwilę i postanowił, że wybije blondynowi z głowy te wszystkie filmy.
Poważnie nie rozumie go. Dlaczego tak bardzo fascynują go takie rzeczy... Przecież zachowania aktorów były tak sztuczne, wyuczone, nudne... Poza tym, mógł to obejrzeć w każdej chwili! Teraz mógł z nim cokolwiek porobić!
    Shizuo natomiast, był bardzo zadowolony tym, że brunet się uspokoił. Nie bardzo obchodziło go, co ten tam sobie pomrukuje. Dopóki mu nie zawadzał swoją obecnością, było dobrze.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem i usiadł już wygodnie, zadowolony z tego i mając nadzieję, że tak będzie jeszcze przez długi czas.
Izaya zrobił to, co zrobił już wcześniej, jednakże z małym urozmaiceniem. Jedną nogę, którą Shizuo gładził dłońmi, podciągnął do góry i założył za głowę blondyna, na oparcie kanapy. I jak na razie nic więcej nie zrobił.
Shizuo oderwał z bólem wzrok od ekranu i powoli, ociężale przeniósł go na bruneta. W jego myślach wyskoczyło takie małe i krótkie wołanie o pomstę do nieba pod tytułem ''Znowu się zaczyna.''
- Co ty znowu wyprawiasz? - rzekł powoli, patrząc na niego takim wzrokiem, jakby się nie wyspał i nie mógł się skupić. A zwyczajnie miał dość. Tak naprawdę to był jeden z takich dni, gdy mógł sobie pozwolić na relaks, na spokój... Chciał go jakoś spożytkować, bo mało było takich dni. Niestety popełnił błąd, pozwalając Oriharze trwać przy sobie. A mógł się zamknąć sam ze sobą. Tak byłoby najlepiej.
    Brunet uśmiechnął się niewinnie, przymykając przy tym oczy. Położył łokieć na oparciu kanapy, a na dłoni oparł głowę, lekko ją przekrzywiając. Co jak co, ale wyglądało to dość śmiesznie.
- Nic, nic, słoneczko ty moje~! - zaświergotał pół-szeptem i opuścił ręce na uda. Dopóki blondyn się nie odwróci, ten nic więcej nie zrobi. Definicja niewinności w końcu coś znaczy, czyż nie tak?
Blondyn popatrzył na niego jeszcze podejrzliwie i tak jak wcześniej, powoli odwracał od niego głowę, do ostatniej chwili skupiając na nim wzrok.
Minęło kilka chwil, tak, aby Shizuo znowu skupił się na filmie, a nie na nim. Delikatnie przysunął się bliżej niego, a stopę, którą miał na oparciu, powoli położył mu na ramieniu i oplatając lekko. Shizuo jednak dopuszczał do myśli tylko domysły, że Izaya chce go sprowokować, więc nie zwracał uwagi. Uznał, że nie ma to sensu.
I znowu minęło kilka chwil, aby upewnić Shizusia w przekonaniu, że nic mu nie grozi ze strony bruneta. Izaya trochę się zniecierpliwił, po czym wyczuwając odpowiedni moment, wywinął drugą nogę z objęć jego dłoni, uniósł ją do góry, zgiął lekko w kolanie i przewiesił przez drugie ramię blondyna. W efekcie, Izaya oplótł go nogami wokół szyi. Nie namyślając się długo, żeby nie stracić jedynej okazji, jaka mu się nadarzyła, ścisnął go mocniej i przyciągnął do siebie, przez co blondyn musiał się podeprzeć na kanapie, aby nie opaść głową na brzuch chłopaka. Izaya dalej uśmiechał się niewinnie i lekko poprawił ułożenie swoich nóg. Wplótł rękę w jego blond włosy, przyciągając go jeszcze bliżej, aby ten przestał się podpierać i położył na nim. Przecież to nic takiego, prawda? Jak już chciał tak bardzo oglądać, to mógł chociaż go poprzytulać. A Orihara zawsze miał to, czego chciał. Jeśli on mu nie dał, to sam sobie wziął. Nie ważne jak to perwersyjnie wyglądało.
- No, no, Shiiizuuu...~ - zamruczał przeciągle, uśmiechając się leniwie i głaszcząc blondyna po głowie. - Poleżmy sobie tak, hmmm...? Z reguły to ja wyleguję się na tobie, ale wiesz, chyba to nie będzie ujmą na mej dumie, jak sobie teraz ty tak na mnie poleżysz. Należy ci się to, nie uważasz?
Uniósł lekko brwi, a po chwili jedną opuścił, dalej mocno go trzymając. Wiedział, że nie ma szans z jego siłą, ale może w ten sposób mu pokaże, że tak łatwo nie odpuszcza?
    To była już lekka przesada. Mocno się zdekoncentrował, gdy brunet zrobił coś takiego. A może nie powinien się dziwić? Blondyn syknął cicho, pociągnięty za włosy i w końcu opadł na jego brzuch, licząc w myślach do dziesięciu, aby się nie zdenerwować. Zadrgała mu lekko warga. Odetchnął ciężko i starał się nie wybuchnąć gniewem. Co ten kretyn sobie wyobraża? Znosił go tyle czasu, pomimo zmęczenia. Naprawdę to tak trudno pojąć, że jego praca nie jest taka lekka jak informatora, i że on nie może sobie zrobić przerwy kiedy tylko chce? Więc potrzebuje odpoczynku w domu.
- Mogłeś powiedzieć, że chcesz leżeć. - powiedział nad wyraz spokojnie, aby nie dać mendzie satysfakcji. Próbował się wyciszyć i do końca opanować. Wiedział, że jeśli zrobi coś złego, to go tylko ucieszy.
Zastanowił się chwilę nad tym co zrobić. Czy zrezygnować, dać sobie spokój i zostać w tej dość niewygodnej pozycji, czy może iść na ugodę i zrezygnować z filmu?
Gdyby zrezygnował z którejkolwiek z tych rzeczy i tak ucieszyłby Oriharę, który dostałby tego, czego chciał. A przecież od początku było wiadome, że nie ma zamiaru podlegać jego zachciankom. Nawet, jeśli pokrywały się z jego pragnieniami.
Jednakże, nawet jeśli nie dałby mu tej satysfakcji, Izaya był takim człowiekiem, że po chwili potrafi zmienić swoje żądania tak, aby zrobić komuś na złość i jednak dostać to, czego chce. Mówiąc w skrócie - dostosowywał swoje pragnienia do danej sytuacji. I tak jak wcześniej chciał, aby Shizu-chan poszedł z nim na spacer i spędził z nim czas, tak teraz chciał móc z nim obejrzeć film. Ale bardzo blisko siebie...
Shizuo obstawiał co powinien zrobić. Zdecydował, że wybierze mniejsze zło, które jest w pełni korzystne też dla niego. Nie dopuszczał już do myśli, że po tym Izaya może zacząć marudzić. Najwyżej go zignoruje.
Podniósł się tak gwałtownie, że Izaya zjechał kawałeczek i lekko unosił się plecami nad kanapą. Był uparty i ciągle się go trzymał. Shizuo zdziwił się, że tamten nawet nie protestuje. Szybko złapał za jego nogi i ze spokojna miną odsunął go od siebie, siadając zaraz na skraju kanapy, jak najdalej od niego. Założył nogę na nogę i próbował na nowo skupić się na filmie, w którym już przestał rozumieć co się działo. Tym razem wychodziło mu to trudniej, z myślą, że ta pchła może się zacząć buntować.
    Natomiast Izaya leżał tak chwilę, nogi tym razem układając byle jak. Patrzył się na blondyna przez cały czas, lekko przymrużając oczy, jakby ten zabrał mu zabawkę i nakrzyczał na niego. Mściwie mierzył go wzrokiem.  Jednocześnie rękoma, które miał ułożone blisko twarzy, bawił się obrączkami.
Nie odpuści mu tego tak łatwo. Za dużo wysiłku w to wkłada, musi się powieść. Jednak widząc, że Shizuo nie reaguje na jego nieprzenikniony wzrok, uznał, iż uda, że nic się nie stało moment temu i siłą boską wybaczy mu ten grzech.
Ale jak bawić się w boga, to do końca. Wpadł na kolejny świetny plan, który tym razem musi mieć pozytywne skutki. Może i po tym będzie mu ciężko i będzie zmęczony, ale to jest lepsze niż ignorowanie jego cudownej osoby.
Podniósł się na rękach, dalej uważnie przyglądając się blondynowi. Jeśli dobrze to rozegra, to na pewno się uda! Przeniósł ciężar ciała na kolana i podparł się z przodu na rękach, powoli, lekko przybliżając się do blondyna.
    Kątem oka Shizuo zauważył, że coś się zaczyna dziać i automatycznie spiął wszystkie mięśnie, oczekując ciosu. Przecież ta menda z pewnością chciałaby się zemścić, nie prawdaż?
Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast jakiegokolwiek bólu, poczuł delikatne muśnięcie na policzku. Prawie niezauważalne i wytworzone przez wydychane powietrze, wydostające się między lekko uchylonymi wargami.
Blondyn lekko przekręcił głowę w kierunku Izayi z jawnym zdziwieniem i zapytaniem namalowanym na swojej twarzy. W odpowiedzi jedynie poczuł, jak usta bruneta leciutko zaznaczają szlak na szczęce. Momentalnie przeszedł go dreszcz. Cóż o ma być? Izaya nie da za wygraną? To chyba nie wie, że obydwie strony są równie mocno uparte. I nawet jeśli to było przyjemne - dziś nie bardzo miał siły, aby dać się skusić.
- A co TYM razem? - burknął pod nosem, nie próbując nawet się ruszyć. Po raz trzeci: naprawdę był zmęczony, więc Izaya z nim nie wygra.
- Ależ nic~! Jako, że mi się nudzi, a kazałeś mi znaleźć sobie jakieś zajęcie... Nic innego mi nie przyszło do głowy... - mruknął smutno Izaya, układając dwa palce w ''nogi'' i chodząc tak w górę ramienia Shizuo. Gdy dotarł do szyi, tam przejechał palcami po kołnierzu, odchylił go i tak jak wcześniej, delikatnie musnął to miejsce na skórze. Czuł jak blondyn się wzdrygał i był niemal pewien w stu procentach, że ten zaraz się złamie i w końcu zwróci na niego uwagę. A tego teraz potrzebował.
    Przekrzywił delikatnie głowę i podniósł jedną rękę, dotykając opuszkiem palca ust blondyna, po czym zsunął palec niżej przez brodę, po szyi. Udał, że jego ręka nagle stała się bezwładna i zgiętym palcem wskazującym zawisł ociężale za koszulą Shizuo.
Cały czas usilnie pokazywał Shizuo, że ten zabieg jeszcze się nie skończył i ma kilka ciekawych chwytów do wykorzystania. Przy okazji każdego ruchu pomrukiwał cicho, bądź wzdychał, jakby nie miał na to siły i był równie zmęczony co Shizuo.
    Oniemiały jak nigdy blondyn, siedział i przypatrywał się wszystkiemu ze zmarszczonymi brwiami. Lekko je uniósł, gdy Izaya podniósł jego rękę i subtelnie ugryzł go w palec wskazujący. Przez niewielką chwilę Heiwajima miał ochotę się zaśmiać. Jak kot. Dosłownie. Przymila się, a gdy nie dostanie tego na co oczekuje, zaczyna gryźć.
    Gdy Izaya zauważył, że Shizuo za bardzo nie reaguje, przysunął się najbliżej jak się da i nachylił nad nim, lekko przymrużony wzrok skupiając na jego ustach. Pocałował go delikatnie, aby za moment wysunąć język i przejechać nim po wargach blondyna. Nie przerywając tej czynności, złapał za jego koszulę i wyciągnął ją zza spodni blondyna. Wsunął rękę pod materiał i palcem zaczął błądzić po obrysie boków i żeber.
    Shizuo, czując do czego to zmierza, nagle uznał, ze spacer nie jest takim znowu złym pomysłem. Spojrzał przelotnie na ekran telewizora, po czym odsunął od siebie bruneta, wstał i ułożył z powrotem koszulę.
- Idę się przejść. Sam. Ty jak chcesz to siedź w domu. - burknął i szybko założył buty, aby wyjść na zewnątrz i nie dać się zatrzymać. Jego ruchy zaszły troszeczkę za daleko.
    Po tym jak Shizuo wstał, Orihara dalej się nie ruszył. Jednakże się wściekł. Bezsensu. On się tyle stara, chce spędzić wspólnie czas, a ten tak zwyczajnie go olewa. I dopiero teraz chce iść na spacer!
Fuknął wściekły, wstając i krzycząc z wyrzutem tak, aby ten go usłyszał zanim wyjdzie:
- No jasne! Idź sobie jeśli chcesz, a ze mną czasu nie spędzaj! Kiedy ja chciałem iść się przejść ty nie chciałeś. W ogóle nie zwracasz na mnie uwagi! Mógłbyś chociaż raz na jakiś czas wymyślić coś po swojej pracy, coś romantycznego. Ale nie! Bo po co! A to niby ty jesteś facetem w tym związku. - prychnął na koniec pogardliwie.
Powarczał jeszcze chwilę i poszedł do sypialni, trzaskając drzwiami. Shizuo po raz pierwszy widział go takiego wściekłego. Mimo to, wzruszył tylko ramionami i wyszedł, uprzednio zapalając papierosa.
Na pewno się postara i jakoś mu to wynagrodzi.

Mijały dni, dzień za dniem, a Izaya poza oczywistymi sprawami, ani razu nie odezwał się do Shizuo. Nawet gdy blondyn próbował go jakoś udobruchać, przytulając na powitanie, czy próbując gdzieś go zabrać - nic to nie dawało. Izaya zawsze był jak kamień. Zimny, nieokiełznany, nie zwracający uwagi na nikogo oprócz siebie. Ale teraz to sięgnęło zenitu. W tym momencie spanie ze sobą w jednym łóżku, było jakimś nieziemskim przywilejem dla blondyna. Albo może łaską miłosierdzia?
I tak zawitał jeden z wieczorów, gdy to Shizuo zapomniał klucza, bądź zwyczajnie nie miał ręki, aby otworzyć drzwi. I był to jeden z wieczorów, gdy Shizuo dalej próbował namówić Izayę do rozmowy. Usłyszał kiedyś od chłopaka, jak ten burknął coś o bukiecie. Nawet jeśli on nie o sobie mówił, że taki chce, to Heiwajima postanowił jednak wykorzystać ten fakt i codziennie mu coś w stylu bukietu przynosić.
Gdy brunet otworzył drzwi, ujrzał, jak Shizuo wyciąga w jego stronę prezent. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nigdy nie sądził, że zobaczy kiedykolwiek te czerwono-białe kształty w swoim domu. Tylko...
- Po co mi to dajesz? - mruknął niewzruszony postawą blondyna, ale odebrał upominek, trzymając go oburącz. Zaraz wszedł głębiej do przestronnego salonu, kładąc gdzieś to co trzymał w rękach.
Shizuo w tym czasie rozebrał się z wierzchniego ubrania i podszedł do Izayi obejmując go od tyłu. - Chciałem cię przeprosić. - szepnął cicho. Wiedział, że zrobił źle i chciał naprawić to wszystko. Nie do zniesienia było, jak musiał się błagać o uwagę Izayi. Ironia losu. A przecież tak samo było z brunetem.
Blondyn przejechał nosem po szyi bruneta, lekko go kołysząc na boki. - Nie gniewaj się... - wymruczał do jego ucha, głaszcząc go jedną ręką po brzuchu.
Izaya na to zaśmiał się cicho i przyjął nonszalancką pozę. Czuł jak zimny nos Shizuo błądził po jego szyi. Musiało być naprawdę zimno. Wzdrygnął się niezauważalnie na samą myśl.
- Musisz się bardziej postarać, potworku~. - wykrzywił kąciki ust w ironicznym uśmiechu, odwracając się do blondyna i głaszcząc go po policzku. - Ale wiesz co? Dobrze ci idzie.
Puścił do niego oczko, poklepał po głowie jak psa i wywinął się z jego uścisku, wracając do pracy.
Następny tydzień był taki sam. Shizuo wracał do domu, znów przynosił Izayi ''bukiet'' i go przepraszał. Izaya był całkiem zadowolony z siebie. Może właśnie dzięki takim momentom zacznie kontrolować Shizuo? Niestety wszystko, jak zwykle w przypadku tego pierwotniaka, wymknęło mu się spod kontroli. Po tygodniu, Izaya miał już dość. Usilnie starał się wmówić blondynowi, że już nie jest zły. Zaczął odwzajemniać pocałunki, znów próbował się przymilać. Bez skutku. Oczywiście on cieszył się, że Izaya się ''odobraził''.
Jednakże Shizuo wolał dmuchać na zimne.
Mijały kolejne dni, kolejne ''bukiety'', a mina Izayi z zadowolonej zamieniała się powoli w znudzoną. Po raz kolejny otwierał mu drzwi i już bez zbędnych ceregieli wzdychał i prosił Shizuo, aby prezent położył w salonie. Oczywiście obok tego wczorajszego. I przedwczorajszego. Wszakże rodzaj upominku się nie zmienił. No i powinny być koło siebie, czyż nie?
Niestety nastał kolejny tydzień i ostatni wieczór, w którym już Izayi puściły nerwy. Całkiem rozumiał tydzień, dwa. Bez przesady jednak, gdy już jego chłopak żyje tylko tymi prezentami! A historia może zatoczyć koło... Czego brunet nie chciał.
Wybiła godzina 17, Izaya, który nie lubił monotonii, a z którą miał okazję walczyć od tych nieszczęsnych tygodni, skierował się z wiązanką przekleństw pod nosem do drzwi, otwierając je. Wiedział kto za nimi czeka i z czym. Nie miał już ochoty na wymuszony uśmiech, którym obdarowywał blondyna. rzucił tylko przelotne spojrzenie w stronę salonu, który był zagracony prezentami od Shizuo. I po chwili miał ochotę trzasnąć mu drzwiami przed nosem.
- Shizuo. - syknął Izaya. Musiał coś z tym zrobić, inaczej będą musieli się wyprowadzić, bo miejsca zabraknie. - Mówiłem ci już przecież, że się nie gniewam! Zobacz co zrobiłeś z salonem!
- Pomyślałem, że skoro się nie ganiamy i nie wyrywam znaków przeciwko tobie... To może teraz zacznę je wyrywać dla ciebie? - blondyn przeczesał palcami grzywkę, wręczając Izayi kolejny znak stopu. - To tak przezornie, w końcu lubisz bukiety, czyż nie?
Izaya postanowił już nie komentować. Odebrał od niego kolejny znak, po czym skierował się do salonu i poczekał tam na Shizuo. Gdy ten dotarł, Izaya tylko rzucił:
- To gdzie ten upchniemy, wspaniałomyślny Romeo?
Niestety ten musiał już zająć miejsce w sypialni, ku głębokiemu, kolejnemu w tym tygodniu, niezadowoleniu Orihary. W salonie na podłodze, kanapie, suficie i wszędzie, gdzie tylko mysz może się wcisnąć, leżały znaki. Mnóstwo znaków.

A następnej... Kolejnej nocy Izaya tylko rzucił Shizusiowi na dobranoc:
- Od dziś śpisz ze znakiem.
Po czym zamaszystym krokiem kochanej żonki skierował się do pokoju gościnnego, mając nadzieje, że znaki stopu z całego mieszkania tym razem mu się nie przyśnią.
I kto powiedział, że romantyzm nie może mieć swych złych konsekwencji?
_____________________
Miłego halloween~

niedziela, 21 września 2014

"Scena trudna do wycięcia" Shizuo x Izaya - oneshot

Witajcie~
Hm...hm...
Jak pewnie zauważyliście pojawił się odtwarzacz muzyki. Długo się namyślałam, czy go wstawić. rzecz ma się następująco: Nie każdy lubi, jak mu nagle inna nuta przerywa słuchanie muzyki.
Jednakże postanowiłam go dodać, ponieważ ten blog w 70% jest songficowy. A jak sama nazwa wskazuje - opowiadania są na podstawie piosenki. Tak więc do każdego songficu będzie ustawiana piosenka tematyczna. Ostatni songfic był do piosenki ''Reminisce'', więc ustawiłam tę piosenkę. Jednakże, tak jak w tym przypadku będzie to oneshot/rozdział opowiadania/cokolwiek, to wtedy będzie ustawiana niezmiennie jedna piosenka - ''Hakuri''. No, chyba, że coś ulegnie zmianie. Oczywiście to ma umożliwić lepszy odbiór tematyki opowiadania. Jeśli jednak komuś przeszkadza może go wyłączyć.
Druga sprawa - postarałam napisać coś weselszego. Po raz pierwszy. I mój czarny humor jest czarny i do niczego, więc mi to wybaczcie.
Historia jest z dupy życia wzięta. Jeśli chodzi o wstawianie, chaos - to historia serio z życia. Trochę codziennego, trochę wyjazdowego. Reszta tez nie jest zmyślona. To co opowiadają mi znajomi i to co sama widzę... Przekracza wszelkie normy.
Trzecia sprawa. Mam jeden taki sf zaczęty i miałam go dodać, w sierpniu, ale tak jak potrafiłam napisać pierwsza zwrotkę i refren - tak kuleje akcja w drugiej zwrotce, bo za cholerę nie wiem jak go skończyć. A urwanie w tym momencie na którym skończyłam nie ma sensu. Tak więc następny będzie tez oneshot. I też dość wesoły.
Po czwarte~! Wybaczcie mnie brak kanoniczności postaci. Pracuję nad tym na lekcjach (świetna pora, mówię wam).
Nie przedłużając~! Zapraszam :3



"Scena trudna do wycięcia"


Konsekwencja dni dziwnych, konsekwencją nudy. Kanon nie trzyma się kanonu, a potwory... Żyją w odosobnieniu. Ukryci przed całym światem. A nawet sobą.
A dokładniej pod ciepłą, puchową, lekko przesiąkniętą wonią papierosową pościelą. Z reguły pod własną pierzynką chowają się dzieci bojące się stworów z przestrzegających opowieści rodzeństwa.
Co jeśli jednak owy stwór przestanie bać się okrutnego pierza i sam spróbuje tak miło usnąć?
Mocno zamroczony Shizuo przekręcił się na lewy bok, gdy jego lekko uchylone oczy dostrzegły piekielnie bolesne promienie wczesnego słońca, które jak na złość wybudziły go ze słodkiego letargu. Pomrugał kilka razy, aby przyzwyczaić się do braku przyjemnej ciemności, przy okazji mrucząc coś dziwnego pod nosem... I ponownie zanurzył się aż po czubek głowy w ciemną otchłań. Nie minęła nawet minuta, gdy usłyszał dziwny odgłos, jakby mały, wredny chochlik został przejechany walcem drogowym... To Izaya się śmiał.
Brunet postał chwilkę, opierając się bokiem o framugę drzwi do sypialni Shizuo, po czym ruszył w jego kierunku, chcąc go pogonić do wstawania, gdy ujrzał, że ten się rozbudza. Jednakże za moment się zatrzymał kilkakrotnie cmokając, gdy zobaczył zdezorientowanego blondyna, który wyglądał jakby przez sen oglądał swój pokój. Albo w ogóle go nie poznawał. W ułamku sekundy jego prawa część górnej wargi zadrgała, co były barman z reguły uznawał za prześmieszny defekt, aby po chwili zacząć się kulić z przytłaczającego, świszczącego śmiechu.
- Shizu-chan... - otarł łezkę z oka, która niekontrolowanie mu się wymknęła, gdy zobaczył jak potargany blondyn podniósł się na łokciach, aby z gniewną miną na niego spojrzeć. Nie, nie chodziło o ten cudny wyraz twarzy, który zazwyczaj powodował u bruneta falę radości. Chodziło o jego fryzurę.
Izaya doskonale rozumiał, że po nocy, gdy człowiek obraca się z jednej strony na drugą, szukając wygodnego ułożenia, gdy ociera się głową o poduszkę, to rano wstaje się w iście artystycznym nieładzie.
Jednak to do prezentował blondyn... Było dosyć... Niecodziennym widokiem.
Brunet, gdy już trochę się opanował, to starał się nie spoglądać w stronę Shizu-chana. Z tego powodu, że jak tylko zerknął na dziko potarganego chłopaka, to wracał do swojej poprzedniej pozycji - skulony ze śmiechu na podłodze.
Powolutku, lekko pochylony do przodu i rozbawiony pięknem dzisiejszego poranka, skierował się w stronę łóżka, po czym przysiadł na jego skraju, krząkając w zwiniętą pięść i spuszczając wzrok na pościel. Mimo tego jego ciekawość wygrywała i raz po raz zerkał w stronę blondyna.
Gdy Shizuo spojrzał na scenę rozgrywającą przed jego łóżkiem, bruzda na jego czole powiększyła się. Może to wyglądało, jakby nieźle się złościł, ale on po prostu był zdziwiony. Może to dlatego, że był zaspany... Ale naprawdę nie rozumiał. Gdy Izaya usiadł koło niego, podniósł dłoń i przeczesał palcami włosy, po czym padł z hukiem z powrotem na łóżko nie odzywając się ani słowem. Był zbyt zmęczony, aby się ceregielić z tą zawszoną... wszą.
Izaya zachichotał cicho widząc jak fala blond włosów, zbyt długich włosów, okala twarz Shizuo.
- Shizu-chan, kiedy ostatnio się czesałeś? - zapytał brunet z lekkim rozbawieniem w głosie.
Blondyn odsłonił twarz, którą schował za ramieniem, aby spojrzeć na Izayę i odpowiedzieć udając lekko urażonego:
- Wczoraj. A co?
- Dobra, ujmę to inaczej~! - podniósł ręce w geście kapitulacji i popatrzył na osobą obok niego z głęboką litością. - Kiedy ostatnim razem byłeś u fryzjera?
- No... Dwa miesiące temu? Może dłużej? - mruknął cicho i przymknął oczy, chcąc odgonić zmęczenie. Wczoraj naprawdę miał ciężki dzień. - Kleszczu o co ci chodzi, noo...
- O nic, Shizu-chan~. O nic~! Po prostu sądzę, że przepięknie wyglądasz w tym momencie z tymi kłaczkami~ - wymruczał, po czym owinął sobie wokół palca jeden z odstających włosków.
Informator po chwili znowu się zaśmiał, po czym wstał i skierował się w stronę wyjścia.
- Misja wykonana, obudziłeś się. A teraz radzę ci wstać, bo następna pobudka będzie już dużo mniej przyjemna! - rzucił wesoło brunet, po czym opuścił pomieszczenie.
- Jakby to było w chociaż niewielkim stopniu przyjemne. - skomentował pod nosem blondyn, mrużąc oczy i cisnąc niewidzialnymi piorunami w stronę chłopaka, który chwilę temu wyszedł z pokoju.
Dzisiaj była sobota. Jeden z takich dni, kiedy ludzie mogli cieszyć się wolnością, spokojem i słodkim lenistwem... Dlaczego ta menda nie poszanowała tego świętego, według Shizuo, dnia?
Blondyn przetarł dłonią twarz, chcąc odgonić już do końca zmęczenie. Zaczął warczeć pod nosem różne przekleństwa w stronę niesprawiedliwości na tym świecie.
No to~. Czas powitać ten piękny dzień.
Shizuo zdjął z siebie jednym ruchem kołdrę, pod którą spał, prawie zrzucając ją na podłogę.
To było tak męczącym zadaniem, że przez następne 5 minut... Leżał, odpoczywając i przy okazji próbując zmusić się do wstania. W zdenerwowaniu zorientował się, że podczas rozmyślań o bzdetach, te kilka minut zleciało mu dość szybko.
Podniósł się do siadu, po czym złapał za swoją blond czuprynę, marszcząc czoło. Tak cholernie było mu wygodnie, jeszcze moment temu.
Z powrotem opadł na poduszki, przyciągany silną grawitacją posłania, po chwili przekręcając się na brzuch i mamrocząc coś cicho pod nosem.
Drugie podejście: Blondyn podniósł się na dłoniach, przekręcił na bok i usiadł, zsuwając nogi na podłogę. Posiedział tak chwilę, aby jednak w pełnej determinacji zmusić się do zawleczenia swojego ciała do pokoju obok. I tak zrobił.
Izaya spojrzał na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie, aby policzyć ile czasu zajęło Shizu-chanowi ogarnięcie, że po pobudce już nie zaśnie. Spodziewał się wszystkiego, ale żeby przez pół godziny robić dosłownie dziesięć kroków w stronę kuchni?! Jak zwykle nieprzewidywalnie, nieprzewidywalny pierwotniak postanowił postąpić. Westchnął cicho, po czym nucąc coś pod nosem, udał się do swojego laptopa, który zostawił w salonie blondyna.
Pomimo tego, że ani jeden, ani drugi wyraźnie nie zaznaczyli, że zamieszkają razem, to jakimś dziwnym trafem wyszło, że Izaya ma bardzo dużo swoich rzeczy u Shizuo... I rzecz ta ma się też w odwrotnym przypadku, oczywiście. Na tę chwilę już żaden z nich do końca jest pewien, gdzie ma się podziać.
Zza ekranu dość dużego, czarnego laptopa zauważył, jak potwór wynurza paszczę ze swej nory i patrzy na niego jak na kosmitę. A to w sumie Shizuo wyglądał jak postać z innej planety.
Izaya uniósł jedną brew do góry, jakby miała się zaraz zerwać i odlecieć hen do niebios. Natomiast Shizuo oceniał poziom sytuacji i analizował czy może Izaya czegoś nie odwalił pod jego senną nieobecność.
W końcu to menda. Fakt, że są razem można zawsze przemilczeć.
Blondyn machnął ręką w stronę informatora, by po chwili skierować się w stronę łazienki, aby się ogarnąć i pokazać temu kretynowi, że potrafi zadbać o swój wygląd. Niestety po kilku sekundach wyleciał z niej w tempie ekspresowym. Na szczęście drzwi zostały na swoim miejscu.
Ale tynk i farba od ściany już niestety nie.
- Izayaa...- wywarczał blondyn, podnosząc do góry leniwie uśmiechniętego bruneta. Nie zważał na to, że chłopak trzymał laptopa. To było mniej ważne od... - Gdzie do kurwy nędzy jest moja opaska?!
- Shizu-chan, nie wiedziałem, że potrzebujesz podpasek~. - zacmokał informator, nic nie robiąc sobie z tego, że wisi podniesiony za koszulkę. I tak wiedział, że nic mu się nie stanie.
- Nie chrzań! Dobrze wiesz o czym mówię! - syknął, potrząsając nim lekko. - Gdzie. Ona. Jest?!
Izaya westchnął i pokręcił głową. Blondyn zamiast bawić się w dziewczęce ozdóbki powinien zrobić coś z tą fryzurą. Może i nie za bardzo przejmował się ludźmi, ale żeby aż tak...
Z resztą. Nie miał zamiaru jej mu oddawać.
- Shizu-chan, zamiast robić z siebie uroczą dziewczynkę z sąsiedztwa, zrób tę przysługę światu, który musi na ciebie patrzeć i pozbądź się nadmiaru kłaków na swojej głowie.
Nie miał zamiaru mu jej oddawać. Bo jej już nie miał.
Shizuo popatrzył uważnie na Izayę, po czym prychnął i zaczął go przeszukiwać. Po kolei przeklepał kieszonki jego spodni, gdzie przy tylnej brunet zaczął rzucać swoje wredne uwagi na temat niewyżytego blondyna. Po chwili mruknął coś pod nosem zrezygnowany i dość niedelikatnie odstawił bruneta na kanapę.
- Weź sobie moje uwagi do swojego serduszka, pierwotniaku~ - zachichotał Izaya poprawiając sobie pogniecioną bluzkę. - Teraz to już w ogóle wyglądasz jak dzikie zwierzę! Naprawdę nie przejmujesz się tym, że ludzie uciekną przed tobą w popłochu?
Izaya zmrużył oczy i zamruczał cicho, szukając jak najwięcej momentów do kpin z Shizuo. W tym momencie widać było, że biedaczek jest na skraju wytrzymania i zaraz wybuchnie. Shizuo zacisnął ręce w pięści i nachylił się nad brunetem, jedną z nich uderzając w kanapę tuż koło głowy bruneta.
- Masz... - wziął głębszy oddech, aby się uspokoić. - Masz dosłownie godzinę, aby sprawić, że moja własność do mnie wróci. I nie wkurwiaj mnie! - dodał szybko, ucinając próbę powiedzenia czegoś brunetowi.
Shizuo odwrócił się od niego, podszedł do małego stolika, który znajdował się obok kanapy i zabrał stamtąd jednego papierosa z paczki, którego zaraz odpalił. Moment później skierował się do łazienki, trzaskając drzwiami. W tym momencie miał gdzieś co zrobi Izaya. Ma mu zwrócić rzecz, która codziennie rano podtrzymuje mu włosy.
Przecież to nielogiczne. Nawet jak miał dużo krótszą grzywkę, to musiał ją rano czymś podtrzymać. Nie paradował w tym po mieście!
Izaya nawet nie mrugnął okiem, słysząc trzask drzwi. Pokręcił tylko do siebie głową.
- Taki nieufny. - Izaya przewrócił oczami, a po chwili wstał i przeciągnął się, sięgając po swoją kurtkę i wychodząc z domu.
Gdy Shizuo usłyszał, jak drzwi wejściowe się zamykają, był przekonany, że wreszcie coś do tego idioty dotarło. Dumny z siebie wypalił papierosa i zaczął myć zęby.

Po dwóch godzinach spędzonych na mieście, Izaya wrócił z siatką w ręku, której zawartość była przygotowana na specjalną ewentualność. Gdy wszedł do mieszkania Shizuo, zobaczył, że ten leży sobie na kanapie i ogląda telewizję. A problem pozostał nierozwiązany.
Izayi ręce opadły. Co za niesłuchane zwierzę.
- Shizu-chan! - jęknął od progu zrezygnowany brunet, zwracając na siebie uwagę blondyna, który przeniósł swój wzrok z telewizora na niego. Shizuo popatrzył na niego niezrozumiale, podnosząc się do siadu. - Czyli jednak dobrze, że to kupiłem...
- Co znowu. - westchnął ociężale blondyn, przejmując od bruneta siatkę i przeglądając jej zawartość - Farba do włosów? Izaya, poradzę sobie sam, pójdę w poniedziałek do tego fryzjera, daj temu już spokój.
Odrzucił na podłogę siatkę, aby po chwili ponownie zalegać na kanapie.
- O nie, nie, nie... Nie wywiniesz mi się tak łatwo~ - odpowiedział półszeptem, odwracając się na pięcie i kierując w stronę kuchni. W jednej z szafek Shizuo trzymał duże nożyczki, więc Izaya wyjął je i zaniósł do saloniku.
- Usiądź na podłodze, tyłem do kanapy. - rzucił stanowczo Izaya, wbijając twardy wzrok w blondyna.
- A daj spokój - przekręcił się na plecy i uciążliwie wpatrywał w sufit.
Izaya popatrzył na niego lekko wyprowadzony z równowagi.
- Shizu-chan, jesteś już dużym chłopcem i znasz siebie na tyle dobrze, więc wiesz, że w poniedziałek po pracy będziesz zmęczony i nie będzie ci się chciało gdziekolwiek iść oprócz do domu. I będziesz mi to przekładał na następne dni. Siadaj, nic ci nie zrobię. Skoro potrafię posługiwać się głupim nożem sprężynowym, to nożyczki tym bardziej nie stanowią problemu - burknął Izaya, wykrzywiając usta w grymasie. On chciał dla niego dobrze, a ten to olewał!
Shizuo popatrzył na niego i w geście kapitulacji głośno westchnął, siadając na podłodze.
- Jesteś pewien co robisz? - spytał cicho Shizuo, podejrzliwie spoglądając na bruneta. Zaraz niechętnie zsunął się z kanapy i oparł o nią plecami godząc się na los, jaki mu zgotował Izaya.
- Shizu-chan chociaż spróbuj mi zaufać, dobrze? Krzywdy ci nie zrobię. - upewnił go, widząc niepewność w spojrzeniu blondyna. Usiadł za nim okrakiem na kanapie i popatrzył na jego włosy. Chwilę się namyślał, po czym wstał i poszedł jeszcze po grzebień ze szpikulcem, ręcznik i miseczkę.
- Potem się posprząta~! - rzucił wesoło, z powrotem zasiadając za blondynem. - Najpierw zetniemy ci te włoski, bo każda minuta przyczynia się do większej katastrofy...
- Naprawdę mam nadzieję, że wiesz, co robisz. - skrzywił się, lekko przymykając oczy.
- Od czego by tu... - zamruczał cicho brunet okręcając ze wszystkich stron głowę blondyna, aby dobrze mu się przyjrzeć. - No okej, już wiem.
Izaya złapał za nożyczki i postanowił zacząć od czubka. Zaczesał garstkę włosów i na oko mu ją ściął, zaraz puszczając, aby zgarnąć włosy pod spodem. I to samo zrobił co z poprzednimi. Nie robił tego jakoś specjalnie dokładnie - Shizuo miał taką specyficzną strukturę włosa, która według Izayi pozwalała na nieregularne ścięcia. Przecież to żadna różnica.
Podczas całego zabiegu Izaya co chwilę mruczał albo coś mamrotał pod nosem na chwile poprzestając czynności. Shizuo miał złe przeczucia, ale starał się je zignorować.
W pewnym momencie Izayi ''omsknęły'' się nożyczki i przypadkowo kawałek z boku głowy blondyna ściął za krótko. Począł więc manewrować po obu stronach, aby tutaj jednak troszkę wyrównać. W końcu do tego doszło, że z jego perspektywy i góra wyglądała dość nienaturalnie, więc poprzycinał z tyłu, gdzie zostawił nienaturalny ''ząbek'', jakby ktoś blondynowi poszarpał włosy. W lekkiej panice zabrał się ponownie za czubek, tym razem używając do tego także nożyczek i próbując skończyć robotę choć w małym stopniu profesjonalnie. Za późno.
Na obecną sekundę cholernie się cieszył, że postanowił jednak nie brać ze sobą z łazienki podręcznego lusterka. Przynajmniej będzie mógł się dłużej żegnać z życiem, zanim zostanie z niego mokra plama.
Podjął się następnie, aby ratować sytuację, trudu nakładania farby na włosy. Przynajmniej za to blondyn będzie mu wdzięczny. Po otrzepaniu siebie i Shizuo ze zbędnych włosów, na które przez chwile patrzył, jakby chciał, by nagle magicznym sposobem znowu znalazły się na głowie chłopaka, zrobił mieszankę blond farby, którą zaczął powolnymi ruchami nakładać na włosy blondynka.
Tym razem popełnił wręcz okropny błąd.
Zaczął od końcówek jego... Ostatków włosów.
Pomijając fakt, że po skończeniu Shizuo miał całą szyję upaćkaną w jasnej mieszance, która powinna znaleźć się na włosach i to, że wiele pasemek było pozbawionych farby, to było całkiem nieźle. Całkiem nieźle jak na ogrom całego dnia tragedii.
Shizuo czuł się co najmniej dziwnie, że Izaya ucichł raptownie, po czym zachichotał cicho. Jakby nerwowo?
- No... No to już~! - dość szybko odsunął się brunet, wstając i wychodząc po zmiotkę, aby posprzątać po sobie. Wracając z kuchni na moment przystanął, aby z daleka przyjrzeć się swojemu dziełu. Było dobrze. A lepiej będzie już tylko wtedy, gdy wybije wszystkie lusterka w okolicy. Chrzanić 7 lat pecha. Shizu-chan za to ''coś'' da mu dożywocie nieszczęścia...
- Okej. - odchrząknął Shizuo, wstając z podłogi i otrzepując swoją koszulę. Dotknął pospiesznie swojej szyi, czując jak farba po niej spływa. - Ugh...
Skrzywił się nieznacznie, po czym skierował do łazienki aby wytrzeć. Widząc to, Izaya natychmiast doskoczył do drzwi łazienkowych, zagradzając przejście temu potworowi.
- Shizu~~ Nie możesz zobaczyć mojego wspaniałego dzieła przez zakończeniem! Poczekaj te kilka minut~! - zamruczał, uśmiechając się nonszalancko.
Chyba po raz pierwszy zaczął się bać.
- Chciałem tylko iść po ręcznik, bo ta farba na szyi cholernie mnie denerwuje. - westchnął ciężko Shizuo, zaraz odchodząc i dając sobie spokój z siłowaniem z brunetem.
- To ja ci przyniosę, a ty sobie posiedź~! Możesz jedynie nastawić zegarek na trzynaście minut! - zawołał, doskakując do wnętrza pomieszczenia i zanosząc blondynowi wspomnianą przez niego rzecz.
Shizuo poszedł do sypialni, aby nastawić zegarek w telefonie na trzydzieści pełnych minut, po czym zabrał go ze sobą i odebrał od bruneta ręcznik.
Przez cały wspomniany przez Izayę czas, obydwoje siedzieli na kanapie, jak gdyby nic się nie stało i oglądali telewizję, aby w pewnym momencie usłyszeć głośny, irytujący dzwonek.
- Coś długo to trwało... - poderwał się Izaya, patrząc na telefon, a jego oczy nagle zaczęły przypominać pięciozłotówki - Shizu-chan... Cholera, Shizu-chan, miałeś nastawić na TRZYNAŚCIE nie TRZYDZIEŚCI minut!
Brunet złapał za rękę Shizuo i zaciągnął go do łazienki już nie zważając na to, że chłopak może zobaczyć, co ten zrobił z jego włosami.
- Myj to, szybko! - wrzasnął, wpychając go do łazienki.
Shizuo posłusznie złapał za prysznic i nie patrząc, że zalewa łazienkę i swoje ciuchy, począł zmywać farbę z włosów. Po 5 minutach mycia ich i szorowania, blondyn podniósł głowę i wytarł ją ręcznikiem.
To co zobaczył na swojej głowie w lusterku, przeraziło go na tyle, że odebrało mu mowę i poczerwieniał ze złości.
- IZAYAA... Ja cię kurwa zabiję! - wywarczał po chwili tleniony blondyn z pianą w pysku, rzucając na oślep ręcznikiem i kierując się w stronę bruneta.
O dziwo temu zniknął kpiący uśmieszek z twarzy, a zastąpił go grymas strachu.
- Shizu-chan! - panikował, broniąc się Izaya. - To ty źle ustawiłeś zegarek!
- Ale to ty, do cholery miałeś ten wspaniałomyślny pomysł ścięcia mi włosów! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści tak, że pobielały mu kłykcie - Więc TY za to odpowiesz!
Uderzył pięścią w ścianę, która okazała się lustrem.
Nie dość, że dożywotnie nieszczęście, to jeszcze 7 lat pecha...
Izaya porwał się pędem z mieszkania mając nadzieję, że jeszcze zdąży się uratować, potykając po drodze o własne nogi, gdy zaczął go gonić blondyn.
Albo białowłosy, pół-łysy człowiek, który miał tak spalone resztkę włosów, jakby ktoś go żywcem podpalił.
Następnym razem Izaya przestanie przewidywać, że coś mu wyjdzie.
Przez jakiś czas nie będą mogli się obydwoje pokazać na oczy. Izaya ze strachu, Shizuo ze wstydu i w sumie też strachu. Że kogoś po drodze zabije.
I tak więc żyli długo, i cierpliwie, czekając, aż odrosną blondynowi włosy i będzie mógł wyjść z domu.
A opaska nagle Izayi przestała tak strasznie zawadzać.
______________________________________________
Jeśli coś zepsułam to wybaczcie. Dodałam to dzisiaj na szybko. Jeśli znajdziecie błędy - proszę dajcie znać >D
I... Miłego poniedziałku~!

niedziela, 3 sierpnia 2014

''Reminisce" Shizuo x Izaya - songfic

Hm...
To może zacznę od pierwszej, najważniejszej rzeczy, którą chciałam powiedzieć...
Niezmiernie dziękuję za trzy pierwsze komentarze Miszu, Inu-chan i Kanrze-chan. Strasznie mi się miło zrobiło, na tyle pozytywnych opinii i pochwał od Was. Dziękuję bardzo ♥
Druga, mniej przyjemna sprawa.
Cholernie chciałam przeprosić za brak notki przez 3 tygodnie. Zawaliłam sprawę, ale miałam kilka ''problemików'' + brak czasu. Jednakże po paru dniach znalazłam na tyle czasu, aby dokończyć kilka songficów, by potem nie robić takich strasznie długich odstępów. Strasznie za to przepraszam. Ale taka moja natura. Nie powinnam obiecywać notki dwa razy w tygodniu, bo nawet potem raz w tygodniu mi nie wychodzi XD Wybaczcie mi ._.
 Po trzecie: Mam pewien plan na najbliższe notki. Pojawią się jeszcze przynajmniej dwa sf (ew. songfic i shot), po czym staruję z opowiadaniem. I teraz nie mogę się zdecydować od czego zacząć. Od czegoś bardziej normalnego, lżejszego, czy lecieć od razu z tym tematem co ''podobno nigdzie go nie widziałam''? :3
Miałam pomysł, by prolog i ''pierwotną'' historię wpleść w songfik, ale wtedy coś czuję, że zawaliłabym z drugą historią, połączoną z pierwszą (logika zdania umiera; druga w nocy, wybaczcie)
Po czwarte. Piosenka, którą wykorzystałam do dzisiejszej notki, jest zespołu 9Goats Black Out i jest to jedna z bardziej melancholijnych piosenek, w których zastanawiałam się czy zabić czy nie... 
Dobra, nie truję więcej, idę zabijać komary (plaga, mówię wam. a ja tylko to cholerstwo przeklinam i zabijam, łażąc po meblach *serio? kilka komarów na raz na jednej ścianie?!* *przeklina jak Shizuo Izaye* ._________.)


"Reminisce"

 ''Sosogu saigo no yoru hajikeru oto
Sorezore no omoide ga warai au
Marude raimei''


Otworzyłem powoli oczy, po czym zmarszczyłem brwi, czując dyskomfort w okolicach głowy. Przez chwilę nieudolnie próbowałem się podnieść na dłoniach, aby rozejrzeć się dookoła. Po paru próbach udało mi się to i zacząłem przez zmącony umysł rejestrować swoje położenie.
Delikatne jasne światło, zza unoszącej się w powietrzu białej firanki, niemiłosiernie raziło moje zmęczone oczy, przez co musiałem je zmrużyć, aby cokolwiek widzieć. Próbowałem sobie uzmysłowić porę dnia, bo niestety nie pamiętałem, kiedy zasnąłem.
I w ogóle jak to się stało, że zasnąłem.
Nie przypominam sobie, abym dotarł do łóżka, nie przypominam sobie żadnej czynności, którą wykonywałem przed położeniem się. Nic nie pamiętam.
Mając nadzieję, na wyjaśnienie nieprzyjemnej luki w swojej głowie, postanowiłem rozejrzeć się jeszcze po pokoju. Może na szafce nocnej zostawiłem coś, co by wskazywało na to, co robiłem dnia poprzedniego?
Podniosłem dłoń do oczu, aby przetrzeć oczy i przeczesać splątane po nocy włosy, po czym spojrzałem na swoją rękę, która nie dość, że była dziwnie blada, to w dodatku miała przymocowany dziwny kabelek, który skądś już kojarzyłem...
Czułem się dziwnie lekko, jak kruche piórko.
W niewielkiej dezorientacji, jeszcze nie do końca orientując się, czy przypadkiem nie mam zwidów, zmarszczyłem mocniej brwi, przez co na moim czole powstała mała zmarszczka, oraz opuściłem dłoń na szorstką pościel. Powiodłem za nią wzrokiem, aby ujrzeć, że kołdra, pod którą leżałem ma całkiem inny materiał i jest biała. Do mojego otumanionego wciąż mózgu dotarło, że coś jest nie tak, że nie jestem w swoim pokoju, oraz że powinienem nastawić się na jak najwyższą czujność.
Odwróciłem wzrok od dłoni, aby powieść wzrokiem za swoje lewe ramię i ujrzeć niewielką szafkę nocną stojącą po tej stronie pokoju. Na jej powierzchni nie leżało nic. Odpuszczając sobie jej dogłębne przeszukiwanie i odhaczając w myślach, aby potem nie zapomnieć do niej zajrzeć, przesunąłem wzrokiem po białej ścianie, od której odbijało się światło dzienne z okna na przeciwko, które z początku tak nieprzyjemnie kłuło w oczy. Nie widziałem na niej żadnej skazy, była po prostu pustą, gładką powierzchnią. Wpatrywałem się w nią jak w moje zbawienie, które dałoby mi odpowiedź na moje pytania. Chyba miałem po prostu nadzieję, że pojawią się na niej jakieś znaki. Moje myśli obecnie nie wyrażały nic sensownego. Zawierały tylko puste wyrażenia, jak zdziwienie, czy podłoga w owym pokoju nie powinna mieć ciemnego koloru, tak jak ta w moim. Dokładnie studiowałem każdy kawałek pokoju, niewiele myśląc o jego znaczeniu. Każdy fragment, któremu się przyglądałem, tylko utrzymywał mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak.
Czemu tylko nie wiedziałem co?
W pewnym momencie usłyszałem cichy ruch po mojej prawej stronie, dzięki któremu moja czujność powróciła chociaż w minimalnym tego słowa znaczeniu. Machinalnie odwróciłem w tamtą stronę głowę, chyba spodziewając się ducha, a nie osoby, która siedziała właśnie na krześle, ze skrzyżowanymi dłońmi na klatce piersiowej i lekko pochylona głową jak do modlitwy.
- Shizuo...? -szepnąłem cicho chrapliwym głosem, który dzięki otaczającej nas ciszy, odbił się głucho od ścian niezbyt dużego pomieszczenia.
Czy byłem zdumiony? Nie. Byłem tak mocno zdziwiony jak jeszcze nigdy.
Ten potwór tu siedział, a ja jeszcze żyję i nie odniosłem żadnych ran. Niesamowite...
Zapatrzyłem się już w większym stopniu trzeźwy na blondyna, z uwielbieniem rejestrując jego spokój. To było takie niesamowite, takie piękne i takie niecodzienne... Taki piękny obrazek...
Nigdy nie widziałem go tak opanowanego. Z chorą satysfakcją, rozmarzony próbowałem zapamiętać tę chwilę, tłumacząc sobie, że to dla mnie kolejne osiągnięcie.
Nowe, niewidoczne dla mnie, emocje Shizuo.
Ja zawsze odstawałem od reszty. Zawsze byłem cholernie zazdrosny, że wszyscy jego znajomi widzą ten jego spokój, oprócz mnie. Może i nie było tego po mnie widać, nie pokazywałem tego. Jednakże to była największa kara od tego potwora. Brak znajomości jakiejkolwiek z jego emocji.
Z drugiej strony to była swego rodzaju także nagroda. Byłem wyjątkiem. Jedynym takim, który czegoś nie wiedział. Czułem się oryginałem, który czegoś nie wiedział i czekał na tę niespodziankę.
Moje rozmyślenia przerwał główny ich temat, który niespokojnie poruszywszy się na krześle, przetarł ręką zaspane oczy i uniósł głowę spoglądając w moja stronę. Już miałem uśmiechnąć się na swój sposób, którego tak nienawidzi i powiedzieć kilka fałszywych słów, które z pewnością by go zdenerwowały, gdy ten się odezwał:
- Ile jeszcze będziesz nas stawiał w tej bezczynnej sytuacji ciągle śpiąc? Czy to możliwe, że już nigdy nie obdarzysz mnie tym cholernie irytującym przezwiskiem?
Zamrugałem kilka razy, zapominając o tym, że mogłem mu coś odwarknąć. Przysunąłem się bliżej chłopaka, wciąż siedząc na łóżku, na klęczkach i podpierając się dłońmi o miękki materac.
- Shizu-chan, nie żartuj sobie ze mnie~. Doskonale wiesz, że nie jesteś nawet odrobinę śmieszny~. - zamruczałem, siadając na jednej, podwiniętej nodze, drugą mając zgiętą i przyciągniętą do klatki piersiowej. Położyłem dłonie na kolanie, a na nich podbródek, patrząc na blondyna z dużą dozą ciekawości.
Po dłuższej chwili wpatrywania się w Shizuo, spostrzegłem, że chłopak usilnie i z zacięta miną wpatruje się w coś leżącego za mną. Skrzywiłem się, udając naburmuszonego, że wyższy chłopak nie zwraca na mnie uwagi.
- No Shizu-chan~ - pomachałem mu ręką przed oczyma, po czym szturchnąłem go w ramię. Wręcz za nie szarpnąłem.
Nie zareagował.
- C-co jest... -mruknąłem ściągając jedną brew, niezbyt zadowolony z żartów blondyna.
- Izaya... - zachrypiał, chowając twarz w dłonie w geście poddania. - Proszę, obudź się i przeżyj.
I wtedy jego słowa otworzyły mi oczy na wydarzenia sprzed kilku ostatnich godzin.
Otworzyłem szeroko oczy, a za nimi w ślad poszły, lekko uchylone usta.
Już doskonale wiedziałem, czym są kable, podłączone do mojego ciała. Byłem zbyt omotany czymś płynącym w kroplówce, aby się spostrzec. A przecież nawet to nie powinno mylić mojej czujności boga.
Ostatniej nocy, gdy wpadliśmy w pułapkę, gdy braliśmy udział w wojnie dwóch gangów, nagle strugi dźwięku wybuchły ogłaszając wystrzał z pistoletu.
To nie było wielkie pole wojenne. Jednakże brałem w niej udział, jako informator dowiadując się o decyzjach obydwóch gangów, oraz jako bóg skłócając ich ze sobą. Wtedy jakimś cudem byliśmy w pokojowych stosunkach, rozmawialiśmy, byliśmy bliżej siebie...
Wspomnienia z każdego uśmiechu tego potwora uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, sprawiając, że przeszedł po moich plecach prąd, a ja automatycznie się wyprostowałem jak struna. Niczym grom, trafił we mnie jeden szczególny fakt, z tych wspomnień.
Gdy ratowałem tego potwora przed strzałem, sam oberwałem.
A teraz leżę w śpiączce.

''Uso de yowasete
Shiawase datta to omowasete
Hana ni idakarete nemutte''

Siedziałem przez chwilę w jednej pozycji, wciąż w szoku na ostatnie wspomnienia. Przez moją głowę przelewało się multum myśli, a ja usilnie starałem się znaleźć szybkie rozwiązanie i satysfakcjonujące mnie odpowiedzi. Przez cały ten czas kurczowo zwijałem pomiędzy palcami materiał pościeli, dając jakieś zajęcie rękom. Patrzyłem się nieustannie w jeden punkt, próbując pojąć, gdzie podziało się moje trzeźwe myślenie, gdy ratowałem tego idiotę.
Przecież był niezniszczalny! A nawet jeśli, to przecież chciałem jego śmierci, prawda? Nie byłoby nic niesamowitego w jego śmierci podczas takiej walki, oprócz tego, że wreszcie w moich planach nikt nie wchodziłby mi w drogę. Czyż to nie cudowne?
Po chwili ponownie zmarszczyłem brwi, lekko się krzywiąc. Jeszcze moment, a na moim czole pozostanie długotrwała bruzda. A jej nie powinno być. Jestem zbyt młody, aby moje czoło przyozdabiało takie coś.
Westchnąłem głośno i podniosłem ręce do głowy, aby przejechać nimi w chaotycznym ruchu po włosach, układając je z powrotem w stan, w którym były podczas snu.
Nic mi się nie układało w logiczną całość. Jak to możliwe, że zostałem omotany przez potwora do tego stopnia, że zacząłem go tolerować, coby nie powiedzieć lubić? Ja rozumiem wszystkie wspólne wspomnienia, to jak najpierw "poprosiłem" go o współpracę, jego zdziwienie, myśl, że mam w tym jakiś swój plan, w końcu zgoda na pomoc, spotkania, aż wreszcie wojna, którą ''niechcący'' wywołałem.
Całkowicie nie wiedziałem co miałem ze sobą zrobić. A to było jeszcze bardziej chore i dziwne w moim wykonaniu. Przecież to był tylko mój plan...
Zawsze byłem taki pewny siebie, a teraz nawet nie potrafię znaleźć logicznego rozwiązania! Czy tak czują się bezradni ludzie?
Opadłem na łóżko, przewracając się na prawy bok i podpierając głowę na zgiętej dłoni, aby móc przez chwilę jeszcze poprzyglądać się poczynaniom wroga. Taka okazja zbyt szybko znowu może się nie zdarzyć.
Moment jeszcze tak poleżałem, aby po chwili znowu usłyszeć spokojny głos osoby mi towarzyszącej:
- Już nie będę próbował cię zabić.
Momentalnie poderwałem się do góry słysząc, że mój ukochany wróg postanowił odebrać mi atrakcję. Od razu zreflektowałem swoje myśli, postanawiając, ze nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
- Chyba żartujesz, co pierwotniaku? Wyrzuty sumienia, hę? - syknąłem, mrużąc oczy i siedząc na skraju łóżka, stykając się z nim kolanem. - Nagle ruszyły cię ludzkie odruchy? Chyba zaraz zwymiotuję...
Zacząłem się śmiać.
To niewykonalne. Nie w jego wypadku. Nie w naszym.
Gdyby jego słowa były prawdą, już dawno dałby sobie spokój z gonitwami. Nie raz, nie dwa, nie tysiąc razy się nasłuchałem niemego zaproszenia w postaci ''nie pojawiaj się już nigdy w Ikebukuro!', w których zawierał groźbę, że mnie zabije.
Patrz... A prawie ci się udało. Szkoda tylko, że nie do końca z twojej inicjatywy.
Shizuo przysunął się swoim krzesełkiem jeszcze bliżej, tak, że musiałem odsunąć nogi. Mimo swej duchowej postaci, coś czułem.
Chłopak wyciągnął swoją dłoń w stronę poduszki, na której wcześniej leżałem, aby po chwili opaść nią na ten miękki materiał.
Co ciekawe, ja nie widziałem swojej ludzkiej formy. Byłem tylko jedną postacią. To było takie zrównoważenie. Oni nie widzą mojego ducha, ale widzą moje ciało. Ja jednakże tego ciała nie widzę. Jakby nie istniało.
Dlatego cholernie komiczne mi się wydawało to, że Shizu-chan w akcie dramatycznej rozpaczy i bólu zaczął gładzić opuszkami palców moją poduszkę. Mam się poczuć zazdrosny~? Poduszka ma lepiej ode mnie?
Zachichotałem do swoich myśli, utrzymując się przy fakcie, że były barman teraz molestuje fragment mojej twarzy.
Z tego wszystkiego strasznie chciałem zobaczyć jego oczy... Co w nich ujrzę? Przerażenie? Smutek? Obojętność? Cokolwiek~! Aby tylko było ciekawe.
Położyłem się w miejscu, w którym chłopak trzymał dłoń. Przez chwilę miałem zamknięte oczy, by móc przygotować się na nowe doznania ze strony wroga. Otwierałem je powoli, wyczuwając komizm sytuacji. Shizu-chan, bądź moim księciem i obudź swą księżniczkę z głębokiego snu~! A potem, proszę, żyjmy razem długo i szczęśliwie~!
Złożyłem usta jak do pocałunku i już całkowicie otworzyłem oczy tylko po to, aby się przekonać, że ten kretyn na ślepo błądzi dłonią po mojej twarzy. Jeszcze tego brakowało, by mi wydłubał oko.
- Zostałem upojony kłamstwami. Twoimi kłamstwami. Dlaczego ja ci w ogóle wierzyłem? Zmieniłeś się, chcesz tylko pomocy, zawieszenie broni. Może gdyby wszystko było tak jak dawniej, to nie skończyłbyś tutaj? Na nieokreśloną ilość czasu przykuty do łóżka. Przecież ty tego nienawidzisz.
Uśmiechnąłem się delikatnie, acz z nutką drwiny, słysząc te słowa. Rozczuliłeś się, potworku? Każde twoje słowo brzmi, jakbyś to nie ty je wypowiadał. Jesteś zbyt zdruzgotany w tym momencie, aby przypominać dawnego i normalnego siebie. Rany wroga tak cię ruszają? Niesamowite...
Przekręciłem delikatnie głowę, mrużąc jedno oko i słuchając dalszych rozpaczliwych i wręcz sztucznych wywodów blondyna.
- Stworzony, jak ci wszyscy inni ludzie, by uwierzyć, że jestem szczęśliwy. Mimo, że narodziłem się jak każdy inny, to traktowałeś mnie, jakbym samym swoim istnieniem zabił wewnętrznego ciebie. A niczym się nie różniłem od ludzi, których kochasz. Dlaczego tylko ja...? - usłyszałem jego pełen rozpaczy głos, który nie pasował do niego.
Po chwili uświadomiłem coś sobie.
Przez te wydarzenia, jak prawdziwy bóg stworzyłem jego nową osobowość. A może ją wydobyłem na zewnątrz?
Mogę zacząć podziwiać swe dzieło. Mogę zobaczyć, że ten potwór ma choć odrobinę oblicza zwykłych, marnych istot. Ale czy to coś da?
Westchnąłem głęboko, czując delikatny zapach róż, jakbym wcześniej spał otoczony kwiatami. Niesamowite uczucie. Świeże, niepasujące do ponurego otoczenia i szarej rzeczywistości.
Przecież go nienawidzę.


''Tenohira no nukumori
Moeru you na yoake''


Po kilku jeszcze nieskładnych słowach blondyna, kilku bluźnierstwach i ku mojej uciesze, kopnięcia krzesła, postanowiłem pomóc mojemu organizmowi zregenerować siły i choć na chwilę oddać się w stan spoczynku i otępienia zwanego snem. Jednakże nie mogłem zasnąć dopóki Shizuo się wiercił i mamrotał coś pod nosem, a ja z czystej i nieukrywanej ciekawości spoglądałem raz po raz na niego, to po chwili świdrując wzrokiem zmieniającą się porę dnia za oknem. Po jakieś godzinie, po moim gniewnym, niesłyszalnym dla niego tonie, aby się wreszcie zamknął, po kilku czułych gestach ze strony tego pierwotniaka, które zawzięcie obserwowałem, bo niestety tu nie było kogo obserwować, wreszcie, niczym zbawienie wpadł do pokoju Shinra, sprawdzić co u mnie. Gdy już się nagadał i popytał Shizuo o to co się stało w między czasie, czy się nie ruszyłem, nie otworzyłem oczu, gdy mimo, że mnie nie słyszeli, odpowiadałem kilka razy dość sarkastycznie, wreszcie doktorek wyciągnął blondyna na zewnątrz, aby się wyspał, czy chociażby coś zjadł. Nie wiem, czy zależało mi na tym by nie umarł mi tu z głodu. Miałem po całym dniu dosyć jego towarzystwa. Mimo tego, co się między nami zmieniło podczas zawieszenia broni czułem, że nie dam rady spędzać z nim więcej czasu niż parę godzin w ciągu dnia. Za bardzo go nienawidziłem przed tymi wydarzeniami, aby teraz mu wszystko wybaczyć. Nie byłem z tych osób sentymentalnych, które po wojnie rzucają się sobie w ramiona. Co to, to nie. Wolałem podchodzić do tego stopniowo.
Jednak zauważyłem tę zmianę w Shizu-chanie. On też mi na takiego nie wyglądał. Aż tyle się zmieniło?
Równie dobrze mogę udawać. Udawanie nic nie boli, ani nie kosztuje, a dzięki temu mogę zdobyć jego zaufanie i przychylność. Z siłą tego potwora byłbym bogiem niezniszczalnym...
Uśmiechnąłem się do swoich myśli, po czym obróciłem na lewą stronę, czując jak miliony mrówek maszeruje po mojej nodze, objawiając się odrętwieniem. Po chwili już zasnąłem.
Kompletnie nic mi się nie śniło. Czysta pusta z prześwitami jasności i ciemności.
Nie wiem ile spałem, nie wiem nawet jaka była pora, ale gdy się obudziłem, to ponownie zobaczyłem Shizu-chana wiernego pieska przy swym boku. Coraz bardziej chciało mi się śmiać i wymiotować od tego wszystkiego, jaki się miły zrobił dla wroga.
Gdzie ten poprzedni jego stan, gdy chciał mnie zabić?!
Co z nim?! I czemu ja powoli zaczynam na to przystawać?
Przetarłem leniwie oczy i podparłem na ręce, świdrując chłopaka wzrokiem. Czułem się o niebo lepiej, czułem się lżejszy, czułem jak wracam do sił. Za to on faktycznie padał z nóg. Wyglądał teraz niewyobrażalnie ludzko... Kto by pomyślał, że nawet on potrafi odczuć zmęczenie?
Dla kogoś takiego jak ja, kto uważał go za innego, przekraczało to rozum. Nie wyobrażałem go sobie takiego. A tu proszę. Sam mi się przynosi jak na tacy. Ale przecież Shizuo nigdy nie robił tego co chciałem.
Shizuo podniósł ociężale powieki i popatrzył się w moją stronę nieprzytomnie, jakby rejestrował co się wokół niego dzieje.
Czyli jednak nie spał zbyt wiele, po interwencji lekarza.
Na ten widok podniosłem brwi z litościwą miną mówiącą wręcz ''no co znowu''. Mimo, że tego nie widział, to wręcz nie mogłem się powstrzymać. Nawet mentalnie próbowałem namącić mu w głowie.
- Izaya...? - mruknął, mrugając kilkakrotnie, jakby nie dowierzał własnym oczom.
Przecież mnie przez noc nie podmienili chyba, prawda? A może blondynek ma zwidy?
- Nie, no przecież, że wynajęta sprzątaczka. Przyszłam zmienić tylko pościel. - mruknąłem, wcale nie przejęty tym, że chłopak wpatruje się we mnie. Trzeźwym wzrokiem.
- Obudziłeś się... - wyszeptał wciąż usilnie wpatrując mi się w oczy i jakby nie reagując na to co powiedziałem...
Przez chwilę popatrzyłem na niego lekko zbity z pantałyku, jakby powiedział całkiem niezrozumiałą historyjkę, w zdaniu przeplatając dziesięć różnych języków.
Jedno było pewne. Odzyskałem swoje ciało i wybudziłem się ze śpiączki.
Drugie było dla mnie zagadką.
On naprawdę zmienił do mnie nastawienie. Widziałem lekkie zmartwienie w jego oczach, lekką dozę satysfakcji, iż się przebudziłem.
Opiekuńczość. Kolejna cecha do kolekcji statuetek.
Przez chwilę biłem się z myślami, jeszcze moment zastanawiając się nad swoimi postanowieniami. Nie miałem ochoty na razie myśleć. Zbyt dużo miałem do zrobienia, zbyt wiele dróg się przede mną otwierało.
Jedyne co wiedziałem, to fakt, że mam go w garści. Uśmiechnąłem się, lekko krzywiąc, przez co wyszedł mi dziwny grymas. Mogę go wykorzystać. Jeszcze nie do końca wiem na czym stoję, ale patrząc na jego stan i zachowanie, oraz zważając, że on tak nie potrafi udawać... Miałem co eksperymentować... Już wiedziałem co robić.
A czy coś się zmieni w naszych relacjach zostaje już tylko w moich rekach.
Uśmiechnąłem się, tym razem pogodnie, dość szczerym uśmiechem i wręcz niepodobnym do mnie, tylko po to, aby go nie spłoszyć, po czym powiedziałem:
- Jak widzisz, Shizu-chan, ciepło twych dłoni - urwałem na momencik, aby wziąć jego dłoń w objęcia swoich i przyłożyć sobie jego opuszki palców do swojej twarzy tak jak robił, gdy spałem - rozpala mój świt.

_____________________________________

Dziwnie mi się pisało tego sf... Może to właśnie przez tę piosenkę? ._.
Przepraszam za tego Shizuo, to na potrzeby sf XD

wtorek, 15 lipca 2014

''Russian Roulette'' Shizuo x Izaya - songfic

Tak więc, jest i pierwsza notka, a blog oficjalnie zostaje ochrzczony.
Ten songfic zaczęłam pisać rok temu i skończyłam wczoraj (słodkie lenistwo~). Jest to piosenka Rihanny, chyba jedna z nielicznych, które lubię ;-;
Zdaję sobie sprawę, że skoro jest pierwszy, to może być do niczego (i tak właśnie czuję, że jest XD)
Czuję, jak schrzaniłam końcówkę~
No dobra, bez przedłużania. ._.

 ''Russian Roulette"

""Take a breath, take it deep
Calm yourself" - he says to me."

Podszedłeś do ciemnobrązowego stołu, przy którym ja już zająłem swoje miejsce. Usiadłeś na krześle, na przeciwko mnie, przy okazji bacznie mi się przyglądając. Szukam w twoich oczach cienia zdrady. Czegokolwiek, co by podpowiadało, że kpisz sobie ze mnie. Patrzę w te roziskrzone ślepia, które teraz wwiercają się we mnie, lustrując po kolei wyraz mojej twarzy i mój ubiór. Uśmiechasz się lekko. Nawet w takich momentach facet na przeciwko mnie nie umie być dostatecznie poważny. Woli powoli chować się za swoją maską, która nie raz ukrywała jego emocje... 
Po twojej pewności siebie widzę, że jesteś pewny dobrego jutra. Dobrego dla ciebie.
- Weź głęboki oddech, uspokój się. - powiedziałeś do mnie, wracając wzrokiem na moją twarz i chowając za półprzymkniętymi powiekami barwę swoich oczu, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie.
Zaśmiałeś się cichutko, wręcz ledwo słyszalnie, po czym ulożyłeś zgięte łokcie na blacie stołu, a na dłoniach opierasz głowę.
Automatycznie twoje słowa przejęły nade mną kontrolę.
Mimo tego, co teraz czuję, dalej chcę ufać ci jak ślepiec, chociaż wiem, że nie powinienem.
Na chwilę cofam się myślami do dni, gdy każdy twój pomruk, słowo, westchnięcie nie było sztyletem wbijanym w moje serce. Gdy twoje słowa nie niosły za sobą zniszczenia w mojej duszy. Gdy nie musiałem udawać, że postać na przeciwko mnie nic dla mnie nie znaczy.
Odwróciłem wzrok od jego oczu, teraz przyglądając się roztańczonym w świetle jarzeniówki, drobinkom kurzu wokół nas, które śmieją się z naszego położenia.


"If you play, you play for keeps,
Take a gun, and count to three."

Wyciągnąłeś dłoń w moja stronę, jednocześnie wyrywając mnie z zamyśleń. Delikatnie pogładziłeś mój policzek przekręcając głowę jak ciekawy dzieciak oczekujący zezwolenia czy jakiejkolwiek reakcji.
Czuję, jak fałszywym gestem mnie obdarowujesz. Jakbyś próbował wzbudzić moje zaufanie, śmiejąc się w duchu.
Nie działa to na mnie. Może to dlatego, że pozostałem tym cholernym potworem, który nie robi niczego według jego przypuszczeń? Który, mimo, że chce w końcu zejść ze ścieżki postrachu ludzi i pokazać swoją dobrą stronę, nigdy nie będzie w stanie tego zrobić?
Zmieniłeś reguły gry tak, by wyprowadzić moje uczucia na manowce. Udajesz dobrego i przychylnego, abym w końcu się poddał!
Niestety. Mylisz się, Orihara i nie chcesz dopuścić do siebie tego, że ja nigdy nie działam tak jak chcesz. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś? Traktujesz moją ''odmienność'' od ludzi jak powietrze, chyba marząc, że wreszcie któregoś dnia znajdziesz sposób, by złamać tę moją zaporę nieprzewidywalności.
I nawet chętnie bym ci pomógł, tylko po to, aby ukazać ostatnie swoje oznaki nieprzewidywalności...
Ale niestety nie potrafię.
- Jeżeli już grasz, to na zawsze.- mówię, prawie szepcę przełykając głośno ślinę i przyglądając się z uwagą rewolwerowi na małym stoliku, jakbym tym miał sprawić, że wyparuje. - Weź pistolet i policz do trzech.
Machinalnie odsunąłeś swą dłoń jak poparzony i spojrzałeś się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
I nawet teraz nie postąpiłem tak jak chciałeś. To jedyny powód twojej nienawiści? Nie możesz się pogodzić z faktem, że w tym jednym jestem lepszy od ciebie, dlatego mnie nienawidzisz?
Przerwałem tę nietypowa passę, w której próbujesz przejąć nade mną kontrolę.
Przez te ostatnie miesiące tyle się między nami zmieniło, że starałeś się chociaż udawać, że nienawidzisz tej nieprzewidywalnej części mnie. Przez to zmieniłeś moje życie. Wprowadziłeś spokój, potem zamęt, aby dzisiaj, na końcu wrzucić mnie w jakiś huragan. Zmieniałem się przez to.
Jednakże nie do tego stopnia, aby stłumić mój instynkt. Dlatego podjąłem się tej gry, mimo, iż wiedziałem, że w starciu z tobą nie mam szans.
Jeśli będzie potrzeba, strzelę.

"I'm sweating now, moving slow
No time to think, my turn to go."

Atmosfera wokół nas emanuje sztucznym spokojem. Pomimo tego, że w pomieszczeniu siedzą dwa potwory, jeden gorszy od drugiego, to jest nad wyraz stoicka. Nikt nie może nam przerwać. Nikt nie może tutaj wprowadzić chaosu.
Szare ściany korytarza odbijają stłumione światło żarówki. Nic nie jest tutaj dekoracją, oprócz naszej dwójki, która postanowiła jednak wkraść się w ten spokój tutaj. Udajemy powoli, że nic się nie dzieje, że nic nie ma prawa się stać, aby zachować pozory normalności, by nie odstawać od reszty, chociaż ten jeden raz.
Tylko nas widać. Tylko my tu jesteśmy. Dalej, w głąb widać tylko ciemność, niczym nie zmąconą. W takim pomieszczeniu mógłbym dostać klaustrofobii, niczym w pułapce. Wszędzie pusto, głucho. Można usłyszeć ciche bicie serca i spokojne oddechy. Brak szumu ulicznego, brak szumu ludzkich słów, śmiechu, którego już jeden z nas nie usłyszy nigdy.
Stąd wyjdzie tylko jeden z nas.
Zaczynam się pocić, zaczyna mi się robić gorąco. Korytarz bez okien, pomieszczenie bez okien, bez powietrza. Kurz lekko unoszący się wokół nas nie wiruje.
- Poruszam się powoli i nie wykonuję żadnych gwałtownych ruchów. - przerwałeś ciszę jednym, zdaniem, a ja przeniosłem swój wzrok na ciebie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mocno zamyślony byłem i jak bardzo drżały mi ręce.
A to przecież nie jest czas na myślenie. Nie przyszedłem tu po to, aby popadać w melancholię, która wchłonie mnie i zrzuci w odmęty psychiki. Nie taki cel ma to spotkanie. Muszę zachować trzeźwość umysłu. W starciu z wrogiem trzeba pilnować wszystkich asów w rękawie i tylko nad jednym się zastanawiać.
Ile ich ma przeciwnik...
Refleksja nad samym sobą spowodowała, że nie zauważyłem nawet, gdy wykonałeś swój ruch. Zorientowałem się, że twoje słowa miały mnie przywrócić do obecnej sytuacji. Miały swoisty prześmiewczy smaczek. Po raz ostatni chcesz się wykazać swoja ironią, co Izaya?
Mogłeś zabawić się mną, poudawać, odegrać swoją rolę jak w teatrzyku, ale ty po prostu już dawno nacisnąłeś spust. Czyżby to była litość dla wroga?
Zauważyłem także jak to, że gdy chybiłeś, to lekko wyprowadziło cię z równowagi. Jednakże nie pokazujesz tego po sobie. Może nawet sam o tym nie wiesz...? Grasz także przed sobą? Lubisz jednoosobową publikę w swojej osobie? Lubisz grać także przed sobą tę rolę? Czy to przez brak publiki w obecnej chwili?
Zdążyłem za dobrze cię poznać, byś mógł i ze mnie zrobić publikę. Tak jak zawsze było, tak będzie. Zostaniesz z tym sam.
Teraz moja kolej, aby wejść do gry i robić wszystko, aby udowodnić ci, jak bardzo się mylisz.
Bóg też się czasem myli, Izaya. Bo i ja biorę udział w tym przedstawieniu.

"And you can see my heart beating
You can see it through my chest."

Przyglądałem się przez chwilę broni leżącej na stoliku, zadając sobie pytanie, czy to, co teraz się dzieje ma jakikolwiek sens? Czy bez tego zamieszania by się nie obeszło?
Niestety znałem odpowiedź na moje pytania, przez co stały się one zbędnymi i retorycznymi. Nie satysfakcjonowały mnie jednak ich wyjaśnienia.
Jesteśmy zbyt burzliwymi potworami, aby rozejść się w pokoju. Między nami musi zawisnąć burza, która wszystko zrujnuje, aby dotarło do nas, że to koniec. Bajka się skończyła.
Wpatrywałem się w pistolet, który mógł pozbawić nas życia, bądź przez ironię losu ciągnąc tę gierkę bez końca. Chwilę zajęło mi zdecydowanie o swoim ruchu.
Prychnąłem, podnosząc wzrok na mojego partnera niedoli.
Ponownie prychnąłem, gdy ujrzałem, że znów obłapiasz mnie wzrokiem, jakbyś chciał, by nagłym magicznym sposobem, z lufy wycelowanej w moją stronę wyleciał pocisk i przeszył mnie na wskroś.
Nawet mentalnie próbowałeś grać nieczysto. Z jednej strony zabawne było to zachowanie - zabawne dla osoby trzeciej. Dla mnie było ono przerażające.
Nie bałem się jednak tego co się stanie. Nawet gdy przegram, to będzie swoistym podium dla mnie. Bo nareszcie wygram ze swoimi myślami, dochodząc do jednego wniosku. Izaya pozostanie jedynym, największym potworem. I nawet gdyby się zmienił i zaczął czynić dobro - nic go przed tym nie uratuje. Jest gotowy na to? Nie obawia się przyszłości?
Przyglądając tak się mu zobaczyłem jak jeden kącik ust podjeżdża mu do góry, a on zamyślony przeniósł wzrok na moja klatkę piersiowa.
Przez to twoje spojrzenie miałem wrażenie, że możesz zobaczyć jak moje serce bije. Z resztą nie zdziwiłbym się, gdyby mógł to zobaczyć przez mą pierś.
Tak. Cudowny Orihara Izaya znający się na ludziach tak doskonale, że mógł robić za ich rentgen. Prześwietlać ich i w chory sposób dostawać swoje bezcenne informacje jak na tacy, bez wysiłku.
Zapewne tego byś chciał, prawda? Znać każdy mój słaby punkt, dowiedzieć się na mój temat wszystko, aby potem to wykorzystać...
Niczym cudotwórca prześwietlałbyś nas wszystkich na wylot, mając nadzieję zrobić w nas dziurę.

"That I'm terrified but I'm not leaving
I know that I must pass this test
So just pull the trigger''"

Gdyby wszystko było takie proste jak się wydaje, życie byłoby nudne, jednocześnie będąc bezpiecznym. Zwykłe czynności, jak na przykład podniesienie ze stołu pistoletu i mimo, że z jednym nabojem, to wciąż załadowanego, jest krętą ścieżką. Wycelowanie nim w kogoś - nawet jeśli jest tą osobą twój doskonały wróg - staje się drogą krętą z wybojami. A strzelenie jest już drogą pod górkę. Stromą górkę. Nie lada wyzwaniem.
Na co my się zdecydowaliśmy?
Dlaczego postanowiłeś zmienić zasady gry? Czyżbyś chciał podwoić swoją szansę wygrania?
Nie celujemy we własne głowy, z niemym zastanowieniem, czy to będzie nasz koniec, bo nabój zatrzyma się we skazanym miejscu. Celujemy w siebie, aby dopełnić zadania i skrzywdzić drugą osobę do końca.
Końca, po którym już nie ma ratunku i życie przestanie się toczyć swoim rytmem.
Mógłbym się przerazić i odejść zostawiając sprawy niedokończonymi, oraz dać ci chorą satysfakcję, ale tak nie zrobię. Nie wiem, czy to duma, czy po prostu głupia próba pokazania ci, co się stanie, gdy może jednak ty przegrasz. Nie wiem i boje się konsekwencji swojego czynu. Nie ma już odwrotu. Wiem, że muszę sam przejść te próbę. Próbę ratunku dla siebie i kary dla ciebie.
Spojrzałem na twój posępny uśmiech, który chyba tym razem miał mnie zachęcić do wykonania ruchu.
Więc łapię za pistolet, zakręcam magazynkiem i po prostu pociągam za spust.
     
"Say a prayer to yourself
He says - Close your eyes, sometimes it helps
And then I get a scary thought
That he's here means, he's never lost."

Gdy nie usłyszałem odgłosu wystrzału, upewniłem się, że Izaya żyje. Może ogłuchłem, przez ciszę panującą wokół nas?
Niestety on dalej tam siedział, a jego twarz przyozdabiał ten sam posępny uśmiech co zwykle. Zmieszany z nutka zwycięzcy.
Syknąłem cicho, odkładając z głośnym łoskotem przedmiot na stół, po czym pchnąłem go, aby trafił w ręce Orihary.
Mogę się założyć, że ten twój uśmiech nie znikałby nawet, gdybyś już umierał. Zbyt pewny siebie, aby przestać się tak ironicznie zachowywać.
- Zmów za siebie modlitwę. - podpowiadasz mi, zaczynając się śmiać, jakbym opowiedział ci jakąś zabawną historię, albo jakbyś przypomniał sobie coś śmiesznego. 
- Izaya... - warknąłem, mając dość tego, że nie potrafisz być poważny. Chciałbym cofnąć czas, aby mieć możliwość wkurzenia się na ciebie bez wyrzutów sumienia. Teraz nawet nie denerwuję się przy tobie. Jestem tak przyzwyczajony do twej obecności?
- Zamknij oczy, czasami to pomaga. - mówiąc to kręciłeś głową, jakby zaprzeczając moim myślom i pokazując mi swój brak litości dla ofiary. Coraz bardziej chce mi się z tego powodu śmiać.
Wyciągnąłeś w moja stronę dłoń i zakręciłeś magazynkiem, delikatnie i powoli, jakbyś chciał mi dać możliwość namyślenia się, bądź odezwania. Lekko trzymasz broń, jakbyś kpił sobie z tego, że nazywają ją śmiercionośną. Jakby nic nie ważyła.
Gdy tak na niego patrzyłem, mrużąc wściekle oczy, że przedłuża, i że już dawno powinien się skończyć ten cały cyrk, uświadomiłem sobie, że to mi tak dłuży się czas. Tak naprawdę niewiele go minęło, a mnie w urywkach świadomości nachodziły przerażające myśli, których nigdy nie chciałem do siebie dopuścić, a które są prawdziwe.
To, że on tu jest oznacza, że nigdy nie przegrywa.
Więc pociąga za spust.

"As my life flashes before my eyes
I'm wondering will I ever see another sunrise?
So many won't get the chance to say goodbye
But it's too late to think of the value of my life."

Nie zdążyłem nawet mrugnąć, gdy poczułem piekący, przeszywający ból w klatce piersiowej, a po tym huk wystrzału.
A może było odwrotnie i słyszałem najpierw huk, a potem poczułem ból nie do opisania? Po chwili spojrzałem w dół i ujrzałem, że cała moja koszula zaczęła nabierać barwy czerwonej w narastającym tempie.
Momentalnie poczułem kilka uczuć na raz, zaczęło mi być i gorąco i zimno, mroczki zaczęły tańczyć mi przed oczami, towarzysząc mi w tej chwili.
Czyżby trafił?
Jakżeby inaczej.
Usłyszałem głośny śmiech i upadek czegoś ciężkiego na ziemię, a po chwili kroki zmierzające ku mnie. Zacząłem wszystko coraz wolniej rejestrować, a czas płynął coraz szybciej.
W tym momencie było mi wszystko jedno, czy mnie wyśmieje, czy dobije, czy to koniec.
Moje myśli zaczęły mi zaprzątać głowę, gdzie chciałbym cofnąć czas, chciałbym wiele rzeczy naprawić, chciałbym jeszcze coś zrobić.
Czy tak wygląda każdy koniec? Czy tak wygląda życie, przelatujące mi przed oczami?
Tego się nie można dowiedzieć, dopóki się samemu nie przeżyje. A kiedy już się człowiek dowie... Nie ma odwrotu.
Mógłbym się zacząć zastanawiać, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzę wschód słońca, tak, jak to robią w melodramatach, ale po co? Po co mam odstawiać przed sobą taki teatrzyk, gdzie będę błagał o pomoc, która nie nadejdzie? Gdzie zacznę się użalać nad sobą?
- No więc, Shizuo. - usłyszałem jak za mgłą poważny głos Izayi. Ledwo zarejestrowałem fakt, że nie użył tego słodkiego zdrobnienia, które nijak do mnie nie pasowało. - Dopóki mnie jeszcze słyszysz i rozumiesz co mówię. Zgaduję, że masz... Ze 3 minuty? Może mniej? W sumie, mniejsza o to. - mruknął, podchodząc i kucając koło mojego krzesła, abym spod lekko opadających powiek mógł na niego spojrzeć.
Nie chciałem go słuchać, pragnąłem, aby dał mi spokój, w ostatnich moich chwilach, abym nie spróbował za nim tęsknić, żebym nie żałował, tego, że chcę w ostatnich chwilach na niego patrzeć. Teraz będąc koło niego, wykrwawiając się, gdy zostało mi mało czasu, Izaya mógł mnie potraktować jak śmiecia. Sprawić, że mogę się tak poczuć. Bo tak naprawdę ja siebie także okłamywałem. Okłamywałem, że mam szansę na wygraną.
Przyszedłem na wojnę bez żadnego asa w rękawie. Tylko idioci tak robią, którym jestem.
- Zbyt wielu szansy nie dostanę, aby powiedzieć ci to krótkie ''żegnaj'', wiesz... - powiedział, przejeżdżając palcem po miejscu na moim ciele, gdzie leciała krew, jakby się zastanawiał, czy nie symuluję. - Tak naprawdę cię kochałem.
Uniosłem zmęczone powieki na niego, zanosząc się kaszlem. Z ust poleciało mi trochę krwi.
Dlaczego kłamał?! Mogliśmy tego uniknąć?! Umieram tylko po to, aby usłyszeć takie słowa?
- I-Izaya... -wycharczałem, ale on mi przerwał kiwając głową i zamykając oczy, po czym westchnął.
- Mimo, że cię kochałem, to niwelowałeś moje plany. Wiesz, na tym świecie nie ma miejsca dla nas dwóch. W sumie dziwię ci się, że zechciałeś zagrać ze mną w rosyjską ruletkę, w dodatku na zmienionych zasadach. Sam mówiłeś, ze rozgryzasz moje plany, więc czemu...? - szepnął, po czym usiadł na podłodze koło mojego krzesła, bacznie mi się przyglądając, gdy moja głowa opadła, a ja jeszcze raz zaniosłem się kaszlem. - Nie mogłeś sobie pomyśleć, czy pistolet nie jest podmieniony?
Za późno było na moje myślenie, czy mogłem coś zauważyć, czy nie. Za późno było, by myśleć o wartości mojego życia.
- Wiesz, naprawdę cię kochałem. - westchnął, a ja poczułem się, jakby Izaya robił z siebie sadystę i próbował mnie dobić słowami. Zacząłem coraz mniej rejestrować, a moje ciało zaczęło powoli się osuwać z krzesła. - Nikt ze znajomych i rodziny nie dowie się o tym, co tutaj się stało, więc się nie martw.
Z mojego oka popłynęła jedna łza. Łza bezsilności. Ostatnia, przed końcem.
Izaya widząc to, starł ją opuszkiem palca.
- Nie płacz, potworku. - mruknął z nikłym uśmiechem w głosie, po czym wstał. - Nie miałem innego wyjścia. Dzięki twojemu ''końcowi'', ja mogłem ustanowić nowy ''początek'' dla tego miasta. Teraz nikt nie stoi mi na drodze. Zrozum, mimo naszych odnowionych relacji wciąż byłeś zagrożeniem.
Po tych słowach poczułem delikatne dotknięcie w czubek głowy, a po chwili ciche pożegnanie, które usłyszałem ostatkami sił, po czym moje powieki opadły, a ja uchwyciłem już tylko ciemność.

"OWARI 
TO
HAJIMARI."


__________________________________________________
Nie jestem dumna z tego sf XD Jest to jednak moja pierwsza 'pociecha', więc nie wolno mi marudzić T-T.
Specjalnie ''ciebie'', ''twój'', ''twoje'' jest pisane z małej litery.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Cześć i czołem~

No więc... Witajcie?
Tak. Witajcie na moim blogu, na którym będę umieszczała opowiadania yaoi/ shounen-ai z pairingiem Shizaya (Durarara!!).
Jest to mój pierwszy blog tego typu. Wcześniej już pisałam opowiadania, ale kończyły się na maksymalnie trzech rozdziałach i blog u-mie-rał, także...
Miejmy nadzieję, że ten przetrwa troszeczkę więcej xDD
Do założenia bloga przykładałam się rok. Tak, dokładnie rok.
W zeszłym roku w wakacje zaczęłam pisać z wielkimi planami założenia własnego bloga, ale niestety to nie wypaliło. Mój zapał umarł i dopiero dzisiaj, przy kończeniu jednego z songfików, który zaczęłam rok temu, postanowiłam coś z tym zrobić.
Tak więc właśnie na Waszych oczach narodzi się kolejne 'coś', co postaram się wychować, aby się rozwinęło i nie było klapą. ;-;
Co ja mogę jeszcze napisać...
Cóż, są wakacje, więc postaram się (a u mnie z obietnicami cienko ;-;) pisać przynajmniej dwa razy w tygodniu. Zobaczymy co będzie, jak przyjdzie szkoła (oby jak najpóźniej, brr).
Tło na razie pozostanie ciemne, bo zanim ja się wezmę za nie... A programy graficzne ostatnio mnie nie lubią... T-T" Więc nic nie obiecuję~~

Czego możecie się spodziewać po moich opowiadaniach?
 ~ Mam jak na razie trzy pomysły na dłuższe opowiadania. Do jednego zaczęłam pisać prolog i mniej więcej rozpiskę zdarzeń, więc jestem gotowa. Jednak będzie on... Troszeczkę inny. Mam nadzieję, dam radę, bo jeszcze nie widziałam nigdzie (przynajmniej w pl) takiej tematyki.
~ Z pewnością masy songfików. To jest w ogóle coś co wychodzi mi najlepiej.
~ Z reguły piszę opowiadania, gdzie bardziej zastanawiam się nad uczuciami i emocjami bohaterów, więc i takich oneshotów/opowiadań będzie dużo.
~ Pierwszym opowiadaniem na tym blogu będzie songfik, który wstawię jutro (15.07)

A co znaczy pokrętna, nazwa mojego bloga?
"Owari to hajimari" znaczy "Koniec i początek''. Pomyślałam, że do niektórych opowiadań o Izayi i Shizuo to całkiem nieźle pasuje, czyż nie?

I jeszcze, żebym nie zapomniała...
Bardzo chcę podziękować Inu-chan, za pogonienie mnie do stworzenia bloga i za zajrzenie do moich pierwszych dzieł. Niezmiernie Ci dziękuję~! :3

No więc łapiemy za stery i w drogę~~