wtorek, 15 lipca 2014

''Russian Roulette'' Shizuo x Izaya - songfic

Tak więc, jest i pierwsza notka, a blog oficjalnie zostaje ochrzczony.
Ten songfic zaczęłam pisać rok temu i skończyłam wczoraj (słodkie lenistwo~). Jest to piosenka Rihanny, chyba jedna z nielicznych, które lubię ;-;
Zdaję sobie sprawę, że skoro jest pierwszy, to może być do niczego (i tak właśnie czuję, że jest XD)
Czuję, jak schrzaniłam końcówkę~
No dobra, bez przedłużania. ._.

 ''Russian Roulette"

""Take a breath, take it deep
Calm yourself" - he says to me."

Podszedłeś do ciemnobrązowego stołu, przy którym ja już zająłem swoje miejsce. Usiadłeś na krześle, na przeciwko mnie, przy okazji bacznie mi się przyglądając. Szukam w twoich oczach cienia zdrady. Czegokolwiek, co by podpowiadało, że kpisz sobie ze mnie. Patrzę w te roziskrzone ślepia, które teraz wwiercają się we mnie, lustrując po kolei wyraz mojej twarzy i mój ubiór. Uśmiechasz się lekko. Nawet w takich momentach facet na przeciwko mnie nie umie być dostatecznie poważny. Woli powoli chować się za swoją maską, która nie raz ukrywała jego emocje... 
Po twojej pewności siebie widzę, że jesteś pewny dobrego jutra. Dobrego dla ciebie.
- Weź głęboki oddech, uspokój się. - powiedziałeś do mnie, wracając wzrokiem na moją twarz i chowając za półprzymkniętymi powiekami barwę swoich oczu, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie.
Zaśmiałeś się cichutko, wręcz ledwo słyszalnie, po czym ulożyłeś zgięte łokcie na blacie stołu, a na dłoniach opierasz głowę.
Automatycznie twoje słowa przejęły nade mną kontrolę.
Mimo tego, co teraz czuję, dalej chcę ufać ci jak ślepiec, chociaż wiem, że nie powinienem.
Na chwilę cofam się myślami do dni, gdy każdy twój pomruk, słowo, westchnięcie nie było sztyletem wbijanym w moje serce. Gdy twoje słowa nie niosły za sobą zniszczenia w mojej duszy. Gdy nie musiałem udawać, że postać na przeciwko mnie nic dla mnie nie znaczy.
Odwróciłem wzrok od jego oczu, teraz przyglądając się roztańczonym w świetle jarzeniówki, drobinkom kurzu wokół nas, które śmieją się z naszego położenia.


"If you play, you play for keeps,
Take a gun, and count to three."

Wyciągnąłeś dłoń w moja stronę, jednocześnie wyrywając mnie z zamyśleń. Delikatnie pogładziłeś mój policzek przekręcając głowę jak ciekawy dzieciak oczekujący zezwolenia czy jakiejkolwiek reakcji.
Czuję, jak fałszywym gestem mnie obdarowujesz. Jakbyś próbował wzbudzić moje zaufanie, śmiejąc się w duchu.
Nie działa to na mnie. Może to dlatego, że pozostałem tym cholernym potworem, który nie robi niczego według jego przypuszczeń? Który, mimo, że chce w końcu zejść ze ścieżki postrachu ludzi i pokazać swoją dobrą stronę, nigdy nie będzie w stanie tego zrobić?
Zmieniłeś reguły gry tak, by wyprowadzić moje uczucia na manowce. Udajesz dobrego i przychylnego, abym w końcu się poddał!
Niestety. Mylisz się, Orihara i nie chcesz dopuścić do siebie tego, że ja nigdy nie działam tak jak chcesz. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś? Traktujesz moją ''odmienność'' od ludzi jak powietrze, chyba marząc, że wreszcie któregoś dnia znajdziesz sposób, by złamać tę moją zaporę nieprzewidywalności.
I nawet chętnie bym ci pomógł, tylko po to, aby ukazać ostatnie swoje oznaki nieprzewidywalności...
Ale niestety nie potrafię.
- Jeżeli już grasz, to na zawsze.- mówię, prawie szepcę przełykając głośno ślinę i przyglądając się z uwagą rewolwerowi na małym stoliku, jakbym tym miał sprawić, że wyparuje. - Weź pistolet i policz do trzech.
Machinalnie odsunąłeś swą dłoń jak poparzony i spojrzałeś się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
I nawet teraz nie postąpiłem tak jak chciałeś. To jedyny powód twojej nienawiści? Nie możesz się pogodzić z faktem, że w tym jednym jestem lepszy od ciebie, dlatego mnie nienawidzisz?
Przerwałem tę nietypowa passę, w której próbujesz przejąć nade mną kontrolę.
Przez te ostatnie miesiące tyle się między nami zmieniło, że starałeś się chociaż udawać, że nienawidzisz tej nieprzewidywalnej części mnie. Przez to zmieniłeś moje życie. Wprowadziłeś spokój, potem zamęt, aby dzisiaj, na końcu wrzucić mnie w jakiś huragan. Zmieniałem się przez to.
Jednakże nie do tego stopnia, aby stłumić mój instynkt. Dlatego podjąłem się tej gry, mimo, iż wiedziałem, że w starciu z tobą nie mam szans.
Jeśli będzie potrzeba, strzelę.

"I'm sweating now, moving slow
No time to think, my turn to go."

Atmosfera wokół nas emanuje sztucznym spokojem. Pomimo tego, że w pomieszczeniu siedzą dwa potwory, jeden gorszy od drugiego, to jest nad wyraz stoicka. Nikt nie może nam przerwać. Nikt nie może tutaj wprowadzić chaosu.
Szare ściany korytarza odbijają stłumione światło żarówki. Nic nie jest tutaj dekoracją, oprócz naszej dwójki, która postanowiła jednak wkraść się w ten spokój tutaj. Udajemy powoli, że nic się nie dzieje, że nic nie ma prawa się stać, aby zachować pozory normalności, by nie odstawać od reszty, chociaż ten jeden raz.
Tylko nas widać. Tylko my tu jesteśmy. Dalej, w głąb widać tylko ciemność, niczym nie zmąconą. W takim pomieszczeniu mógłbym dostać klaustrofobii, niczym w pułapce. Wszędzie pusto, głucho. Można usłyszeć ciche bicie serca i spokojne oddechy. Brak szumu ulicznego, brak szumu ludzkich słów, śmiechu, którego już jeden z nas nie usłyszy nigdy.
Stąd wyjdzie tylko jeden z nas.
Zaczynam się pocić, zaczyna mi się robić gorąco. Korytarz bez okien, pomieszczenie bez okien, bez powietrza. Kurz lekko unoszący się wokół nas nie wiruje.
- Poruszam się powoli i nie wykonuję żadnych gwałtownych ruchów. - przerwałeś ciszę jednym, zdaniem, a ja przeniosłem swój wzrok na ciebie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mocno zamyślony byłem i jak bardzo drżały mi ręce.
A to przecież nie jest czas na myślenie. Nie przyszedłem tu po to, aby popadać w melancholię, która wchłonie mnie i zrzuci w odmęty psychiki. Nie taki cel ma to spotkanie. Muszę zachować trzeźwość umysłu. W starciu z wrogiem trzeba pilnować wszystkich asów w rękawie i tylko nad jednym się zastanawiać.
Ile ich ma przeciwnik...
Refleksja nad samym sobą spowodowała, że nie zauważyłem nawet, gdy wykonałeś swój ruch. Zorientowałem się, że twoje słowa miały mnie przywrócić do obecnej sytuacji. Miały swoisty prześmiewczy smaczek. Po raz ostatni chcesz się wykazać swoja ironią, co Izaya?
Mogłeś zabawić się mną, poudawać, odegrać swoją rolę jak w teatrzyku, ale ty po prostu już dawno nacisnąłeś spust. Czyżby to była litość dla wroga?
Zauważyłem także jak to, że gdy chybiłeś, to lekko wyprowadziło cię z równowagi. Jednakże nie pokazujesz tego po sobie. Może nawet sam o tym nie wiesz...? Grasz także przed sobą? Lubisz jednoosobową publikę w swojej osobie? Lubisz grać także przed sobą tę rolę? Czy to przez brak publiki w obecnej chwili?
Zdążyłem za dobrze cię poznać, byś mógł i ze mnie zrobić publikę. Tak jak zawsze było, tak będzie. Zostaniesz z tym sam.
Teraz moja kolej, aby wejść do gry i robić wszystko, aby udowodnić ci, jak bardzo się mylisz.
Bóg też się czasem myli, Izaya. Bo i ja biorę udział w tym przedstawieniu.

"And you can see my heart beating
You can see it through my chest."

Przyglądałem się przez chwilę broni leżącej na stoliku, zadając sobie pytanie, czy to, co teraz się dzieje ma jakikolwiek sens? Czy bez tego zamieszania by się nie obeszło?
Niestety znałem odpowiedź na moje pytania, przez co stały się one zbędnymi i retorycznymi. Nie satysfakcjonowały mnie jednak ich wyjaśnienia.
Jesteśmy zbyt burzliwymi potworami, aby rozejść się w pokoju. Między nami musi zawisnąć burza, która wszystko zrujnuje, aby dotarło do nas, że to koniec. Bajka się skończyła.
Wpatrywałem się w pistolet, który mógł pozbawić nas życia, bądź przez ironię losu ciągnąc tę gierkę bez końca. Chwilę zajęło mi zdecydowanie o swoim ruchu.
Prychnąłem, podnosząc wzrok na mojego partnera niedoli.
Ponownie prychnąłem, gdy ujrzałem, że znów obłapiasz mnie wzrokiem, jakbyś chciał, by nagłym magicznym sposobem, z lufy wycelowanej w moją stronę wyleciał pocisk i przeszył mnie na wskroś.
Nawet mentalnie próbowałeś grać nieczysto. Z jednej strony zabawne było to zachowanie - zabawne dla osoby trzeciej. Dla mnie było ono przerażające.
Nie bałem się jednak tego co się stanie. Nawet gdy przegram, to będzie swoistym podium dla mnie. Bo nareszcie wygram ze swoimi myślami, dochodząc do jednego wniosku. Izaya pozostanie jedynym, największym potworem. I nawet gdyby się zmienił i zaczął czynić dobro - nic go przed tym nie uratuje. Jest gotowy na to? Nie obawia się przyszłości?
Przyglądając tak się mu zobaczyłem jak jeden kącik ust podjeżdża mu do góry, a on zamyślony przeniósł wzrok na moja klatkę piersiowa.
Przez to twoje spojrzenie miałem wrażenie, że możesz zobaczyć jak moje serce bije. Z resztą nie zdziwiłbym się, gdyby mógł to zobaczyć przez mą pierś.
Tak. Cudowny Orihara Izaya znający się na ludziach tak doskonale, że mógł robić za ich rentgen. Prześwietlać ich i w chory sposób dostawać swoje bezcenne informacje jak na tacy, bez wysiłku.
Zapewne tego byś chciał, prawda? Znać każdy mój słaby punkt, dowiedzieć się na mój temat wszystko, aby potem to wykorzystać...
Niczym cudotwórca prześwietlałbyś nas wszystkich na wylot, mając nadzieję zrobić w nas dziurę.

"That I'm terrified but I'm not leaving
I know that I must pass this test
So just pull the trigger''"

Gdyby wszystko było takie proste jak się wydaje, życie byłoby nudne, jednocześnie będąc bezpiecznym. Zwykłe czynności, jak na przykład podniesienie ze stołu pistoletu i mimo, że z jednym nabojem, to wciąż załadowanego, jest krętą ścieżką. Wycelowanie nim w kogoś - nawet jeśli jest tą osobą twój doskonały wróg - staje się drogą krętą z wybojami. A strzelenie jest już drogą pod górkę. Stromą górkę. Nie lada wyzwaniem.
Na co my się zdecydowaliśmy?
Dlaczego postanowiłeś zmienić zasady gry? Czyżbyś chciał podwoić swoją szansę wygrania?
Nie celujemy we własne głowy, z niemym zastanowieniem, czy to będzie nasz koniec, bo nabój zatrzyma się we skazanym miejscu. Celujemy w siebie, aby dopełnić zadania i skrzywdzić drugą osobę do końca.
Końca, po którym już nie ma ratunku i życie przestanie się toczyć swoim rytmem.
Mógłbym się przerazić i odejść zostawiając sprawy niedokończonymi, oraz dać ci chorą satysfakcję, ale tak nie zrobię. Nie wiem, czy to duma, czy po prostu głupia próba pokazania ci, co się stanie, gdy może jednak ty przegrasz. Nie wiem i boje się konsekwencji swojego czynu. Nie ma już odwrotu. Wiem, że muszę sam przejść te próbę. Próbę ratunku dla siebie i kary dla ciebie.
Spojrzałem na twój posępny uśmiech, który chyba tym razem miał mnie zachęcić do wykonania ruchu.
Więc łapię za pistolet, zakręcam magazynkiem i po prostu pociągam za spust.
     
"Say a prayer to yourself
He says - Close your eyes, sometimes it helps
And then I get a scary thought
That he's here means, he's never lost."

Gdy nie usłyszałem odgłosu wystrzału, upewniłem się, że Izaya żyje. Może ogłuchłem, przez ciszę panującą wokół nas?
Niestety on dalej tam siedział, a jego twarz przyozdabiał ten sam posępny uśmiech co zwykle. Zmieszany z nutka zwycięzcy.
Syknąłem cicho, odkładając z głośnym łoskotem przedmiot na stół, po czym pchnąłem go, aby trafił w ręce Orihary.
Mogę się założyć, że ten twój uśmiech nie znikałby nawet, gdybyś już umierał. Zbyt pewny siebie, aby przestać się tak ironicznie zachowywać.
- Zmów za siebie modlitwę. - podpowiadasz mi, zaczynając się śmiać, jakbym opowiedział ci jakąś zabawną historię, albo jakbyś przypomniał sobie coś śmiesznego. 
- Izaya... - warknąłem, mając dość tego, że nie potrafisz być poważny. Chciałbym cofnąć czas, aby mieć możliwość wkurzenia się na ciebie bez wyrzutów sumienia. Teraz nawet nie denerwuję się przy tobie. Jestem tak przyzwyczajony do twej obecności?
- Zamknij oczy, czasami to pomaga. - mówiąc to kręciłeś głową, jakby zaprzeczając moim myślom i pokazując mi swój brak litości dla ofiary. Coraz bardziej chce mi się z tego powodu śmiać.
Wyciągnąłeś w moja stronę dłoń i zakręciłeś magazynkiem, delikatnie i powoli, jakbyś chciał mi dać możliwość namyślenia się, bądź odezwania. Lekko trzymasz broń, jakbyś kpił sobie z tego, że nazywają ją śmiercionośną. Jakby nic nie ważyła.
Gdy tak na niego patrzyłem, mrużąc wściekle oczy, że przedłuża, i że już dawno powinien się skończyć ten cały cyrk, uświadomiłem sobie, że to mi tak dłuży się czas. Tak naprawdę niewiele go minęło, a mnie w urywkach świadomości nachodziły przerażające myśli, których nigdy nie chciałem do siebie dopuścić, a które są prawdziwe.
To, że on tu jest oznacza, że nigdy nie przegrywa.
Więc pociąga za spust.

"As my life flashes before my eyes
I'm wondering will I ever see another sunrise?
So many won't get the chance to say goodbye
But it's too late to think of the value of my life."

Nie zdążyłem nawet mrugnąć, gdy poczułem piekący, przeszywający ból w klatce piersiowej, a po tym huk wystrzału.
A może było odwrotnie i słyszałem najpierw huk, a potem poczułem ból nie do opisania? Po chwili spojrzałem w dół i ujrzałem, że cała moja koszula zaczęła nabierać barwy czerwonej w narastającym tempie.
Momentalnie poczułem kilka uczuć na raz, zaczęło mi być i gorąco i zimno, mroczki zaczęły tańczyć mi przed oczami, towarzysząc mi w tej chwili.
Czyżby trafił?
Jakżeby inaczej.
Usłyszałem głośny śmiech i upadek czegoś ciężkiego na ziemię, a po chwili kroki zmierzające ku mnie. Zacząłem wszystko coraz wolniej rejestrować, a czas płynął coraz szybciej.
W tym momencie było mi wszystko jedno, czy mnie wyśmieje, czy dobije, czy to koniec.
Moje myśli zaczęły mi zaprzątać głowę, gdzie chciałbym cofnąć czas, chciałbym wiele rzeczy naprawić, chciałbym jeszcze coś zrobić.
Czy tak wygląda każdy koniec? Czy tak wygląda życie, przelatujące mi przed oczami?
Tego się nie można dowiedzieć, dopóki się samemu nie przeżyje. A kiedy już się człowiek dowie... Nie ma odwrotu.
Mógłbym się zacząć zastanawiać, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzę wschód słońca, tak, jak to robią w melodramatach, ale po co? Po co mam odstawiać przed sobą taki teatrzyk, gdzie będę błagał o pomoc, która nie nadejdzie? Gdzie zacznę się użalać nad sobą?
- No więc, Shizuo. - usłyszałem jak za mgłą poważny głos Izayi. Ledwo zarejestrowałem fakt, że nie użył tego słodkiego zdrobnienia, które nijak do mnie nie pasowało. - Dopóki mnie jeszcze słyszysz i rozumiesz co mówię. Zgaduję, że masz... Ze 3 minuty? Może mniej? W sumie, mniejsza o to. - mruknął, podchodząc i kucając koło mojego krzesła, abym spod lekko opadających powiek mógł na niego spojrzeć.
Nie chciałem go słuchać, pragnąłem, aby dał mi spokój, w ostatnich moich chwilach, abym nie spróbował za nim tęsknić, żebym nie żałował, tego, że chcę w ostatnich chwilach na niego patrzeć. Teraz będąc koło niego, wykrwawiając się, gdy zostało mi mało czasu, Izaya mógł mnie potraktować jak śmiecia. Sprawić, że mogę się tak poczuć. Bo tak naprawdę ja siebie także okłamywałem. Okłamywałem, że mam szansę na wygraną.
Przyszedłem na wojnę bez żadnego asa w rękawie. Tylko idioci tak robią, którym jestem.
- Zbyt wielu szansy nie dostanę, aby powiedzieć ci to krótkie ''żegnaj'', wiesz... - powiedział, przejeżdżając palcem po miejscu na moim ciele, gdzie leciała krew, jakby się zastanawiał, czy nie symuluję. - Tak naprawdę cię kochałem.
Uniosłem zmęczone powieki na niego, zanosząc się kaszlem. Z ust poleciało mi trochę krwi.
Dlaczego kłamał?! Mogliśmy tego uniknąć?! Umieram tylko po to, aby usłyszeć takie słowa?
- I-Izaya... -wycharczałem, ale on mi przerwał kiwając głową i zamykając oczy, po czym westchnął.
- Mimo, że cię kochałem, to niwelowałeś moje plany. Wiesz, na tym świecie nie ma miejsca dla nas dwóch. W sumie dziwię ci się, że zechciałeś zagrać ze mną w rosyjską ruletkę, w dodatku na zmienionych zasadach. Sam mówiłeś, ze rozgryzasz moje plany, więc czemu...? - szepnął, po czym usiadł na podłodze koło mojego krzesła, bacznie mi się przyglądając, gdy moja głowa opadła, a ja jeszcze raz zaniosłem się kaszlem. - Nie mogłeś sobie pomyśleć, czy pistolet nie jest podmieniony?
Za późno było na moje myślenie, czy mogłem coś zauważyć, czy nie. Za późno było, by myśleć o wartości mojego życia.
- Wiesz, naprawdę cię kochałem. - westchnął, a ja poczułem się, jakby Izaya robił z siebie sadystę i próbował mnie dobić słowami. Zacząłem coraz mniej rejestrować, a moje ciało zaczęło powoli się osuwać z krzesła. - Nikt ze znajomych i rodziny nie dowie się o tym, co tutaj się stało, więc się nie martw.
Z mojego oka popłynęła jedna łza. Łza bezsilności. Ostatnia, przed końcem.
Izaya widząc to, starł ją opuszkiem palca.
- Nie płacz, potworku. - mruknął z nikłym uśmiechem w głosie, po czym wstał. - Nie miałem innego wyjścia. Dzięki twojemu ''końcowi'', ja mogłem ustanowić nowy ''początek'' dla tego miasta. Teraz nikt nie stoi mi na drodze. Zrozum, mimo naszych odnowionych relacji wciąż byłeś zagrożeniem.
Po tych słowach poczułem delikatne dotknięcie w czubek głowy, a po chwili ciche pożegnanie, które usłyszałem ostatkami sił, po czym moje powieki opadły, a ja uchwyciłem już tylko ciemność.

"OWARI 
TO
HAJIMARI."


__________________________________________________
Nie jestem dumna z tego sf XD Jest to jednak moja pierwsza 'pociecha', więc nie wolno mi marudzić T-T.
Specjalnie ''ciebie'', ''twój'', ''twoje'' jest pisane z małej litery.

5 komentarzy:

  1. *-* Ekstra, że założyłaś bloga!
    Wgl to na początku myślałam, że to będzie Russian Roulette Luki, ale w sumie to tak długo jak jest motyw ruletki, to piosenka nie gra roli <3 kocham tę grę~ a zmienione zasady straaaasznieee mi się podobały *-* w dodatku zakończenie też mi się podobało :D mi tam nie przeszkadza jak ktoś ginie, nawet to lubię ♥ w dodatku to jak Izaya postanowił dobić Shizuo w jego ostatnich chwilach poprzez wyznanie mu miłości tak idealnie do niego pasowało ~ trolling level Orihara :D kocham go za to *kciuk w górze* no a ta masa przemyśleń trochę przypomniała mi Alexę .< byłaby szkoda, naprawdę. Nie lubię jak ktoś coś usuwa *nadal cierpi po stracie Alexy* tak dużo o niej mówię xD no pacz, twoja wina, bo mi o niej te przemyślenia przypomniały.
    Jestem ciekawa tego opowiadania, o którym pisałaś w poprzednim wpisie ;> życzę dużo weny i chęci~ i błagam, nie usuwaj bloga xD
    Czekam na następne notki~ ;) bayo~

    No i powiem jeszcze raz: Te zmienione zasady były ekstra *-* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz~... Telefon oczywiście wciął mój komentarz~... Q.Q"""
    Mi dla odmiany nie podoba się Izaya poświęcający miłość dla bycia bogiem~! QAQ *ta hipokryzja, bo sama pisała coś takiego* To okrutneee~... Iza-chan, ogarnij się i cofaj czas, jak takiś mądry~!!! Q^Q""" Ok, zostaw Shizu, nie kontaktuj się, nie podchodź, nie zostawiaj nadziei, ale TAK GO ZABIĆ~??? Q.Q Ne, Reivi-chan, jak czytałam o tym, jak mierzył w Shizu pistoletem, to dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że tak bardzo wczułam się w Shizu, że serce mi przyspieszyło i wolniej oddychałam, bo nagle moja klatka piersiowa zrobiła się ciężka~... Idealnie posłużyłaś się jego perspektywą, jestem zachwycona~!!! Q^Q Problem w tym, że jak już Iza-chan strzelił i trafił (menda jedna T^T""") to zapomniałam, jak się oddycha~... *płacze* Shizu-chaaaan, mój Shizu-chan UMAAARŁ... Q.Q Buuu... Gdzieś tam głęboko tak się wczułam, że jakaś część mnie umarła~... Q.Q Obiecaj mi proszę, że kiedyś napiszesz z nimi coś kochanego i słodkiego, prooooszę~! Kiedyś, nie ważne kiedy, ale tak bardzo, bardzo proszę~... QwQ
    Wiesz, co jest wg. mnie najlepsze w tym, co piszesz~? To, że znakomicie oddajesz nastrój, otoczenie i emocje. Nie jest ich za dużo, jest ich w sam raz.
    Nie wiem, czy ci to pisałam, ale tak strasznie, strasznie się cieszę, że założyłaś tego bloga~~~~... QwwQ
    Będę czekać na więcej, mam nadzieję, że spłynie na ciebie błogosławieństwo wena~... ;33

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będzie to logiczny komentarz, ale jestem pod zbyt dużym wrażeniem >w<
    Rany, jakie cudowne *3* Kocham songficki, bo jeśli są dobrze napisane można w nich wyczuć tyle emocji =3= tutaj jest ich tak dużo, do tego świetnie je opisałaś *.* Biję pokłony ;3; Reivi-san, gdzie ty do tej pory byłaś? Zajebiszczaście piszesz. Przemyślenia, przebieg wydarzeń, aż mi się płakać chce ;3; Pierwszy wpis, a ja już jestem zakochana. Izaya to skurwiel, ale co poradzić. W twoim wykonaniu to zachwycający skurwiel >3< Pewnie powinnam współczuć Shizusiowi, ale no nie umiem. Za ładnie opisałaś jego śmierć, żebym mogła smutać. Ogółem znam piosenkę, ale nie sądziłam, że powstanie kiedyś do niej songfick i to z Shizayą <3 Czekam na następne wpisy =3=
    Miłych wakacji~~ =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. (Dodaję jeszcze raz, bo mi się błąd wkradł~)
    Cholera jasna, ja nie mogę... nie powinnam czytać ta..takich opowiadań.

    Bo wiesz, zaniemówiłam. No. Nie wiem, co napisać. Pomińmy fakt, że rzadko kiedy to wiem, tylko, że teraz naprawdę... naprawdę nie potrafię ubrać w słowa myśli, które są w mojej głowie. Posegregowanie ich sprawia mi nie lada trudność.
    Ogólnie rzecz biorąc dziwnie mi pisać w ten sposób do osoby, której nie znam. Zaraz dodam Twój blog do obserwowanych, tylko skończę komentarz.
    Może zacznę od tego, że na samym początku do wyżej zamieszczonego opowiadania podchodziłam baardzo sceptycznie. A bo to songfick, a ja nie przepadam (bo sama nie umiem ich pisać), a bo to na podstawie piosenki Rihanny, a ja tej pani i jej twórczości po prostu nie lubię...

    Ale wiesz co? Teraz żałuję, że pomyślałam tak chociaż przez chwilę, ułamek sekundy.
    Kocham ludzi, którzy piszą tak, że doprowadzają czytelników do płaczu.
    Tak. Po prostu się popłakałam.
    Ten tekst... To wszystko było, poprawka, jest dla mnie piękne.
    Nie wiem, co jeszcze napisać.
    Przepraszam.

    Nieziemsko się cieszę, że zyskaliśmy nową i jednocześnie wspaniałą pisarkę.

    OdpowiedzUsuń