Ten songfic zaczęłam pisać rok temu i skończyłam wczoraj (słodkie lenistwo~). Jest to piosenka Rihanny, chyba jedna z nielicznych, które lubię ;-;
Zdaję sobie sprawę, że skoro jest pierwszy, to może być do niczego (i tak właśnie czuję, że jest XD)
Czuję, jak schrzaniłam końcówkę~
No dobra, bez przedłużania. ._.
''Russian Roulette"
""Take a breath, take it deep
Calm yourself" - he says to me."
Calm yourself" - he says to me."
Podszedłeś do ciemnobrązowego stołu, przy którym ja już zająłem swoje miejsce. Usiadłeś na krześle, na przeciwko mnie, przy okazji bacznie mi się przyglądając. Szukam w twoich oczach cienia zdrady. Czegokolwiek, co by podpowiadało, że kpisz sobie ze mnie. Patrzę w te roziskrzone ślepia, które teraz wwiercają się we mnie, lustrując po kolei wyraz mojej twarzy i mój ubiór. Uśmiechasz się lekko. Nawet w takich momentach facet na przeciwko mnie nie umie być dostatecznie poważny. Woli powoli chować się za swoją maską, która nie raz ukrywała jego emocje...
Po twojej pewności
siebie widzę, że jesteś pewny dobrego jutra. Dobrego dla ciebie.
- Weź głęboki oddech, uspokój się. - powiedziałeś do mnie, wracając wzrokiem na moją twarz i chowając za półprzymkniętymi powiekami barwę swoich oczu, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie.
Zaśmiałeś się cichutko, wręcz ledwo słyszalnie, po czym ulożyłeś zgięte łokcie na blacie stołu, a na dłoniach opierasz głowę.
Automatycznie twoje słowa przejęły nade mną kontrolę.
Mimo tego, co teraz czuję, dalej chcę ufać ci jak ślepiec, chociaż wiem, że nie powinienem.
Na chwilę cofam się myślami do dni, gdy każdy twój pomruk, słowo, westchnięcie nie było sztyletem wbijanym w moje serce. Gdy twoje słowa nie niosły za sobą zniszczenia w mojej duszy. Gdy nie musiałem udawać, że postać na przeciwko mnie nic dla mnie nie znaczy.
Odwróciłem wzrok od jego oczu, teraz przyglądając się roztańczonym w świetle jarzeniówki, drobinkom kurzu wokół nas, które śmieją się z naszego położenia.
Wyciągnąłeś dłoń w moja stronę, jednocześnie wyrywając mnie z zamyśleń. Delikatnie pogładziłeś mój policzek przekręcając głowę jak ciekawy dzieciak oczekujący zezwolenia czy jakiejkolwiek reakcji.
Czuję, jak fałszywym gestem mnie obdarowujesz. Jakbyś próbował wzbudzić moje zaufanie, śmiejąc się w duchu.
- Weź głęboki oddech, uspokój się. - powiedziałeś do mnie, wracając wzrokiem na moją twarz i chowając za półprzymkniętymi powiekami barwę swoich oczu, które nie wyglądały zbyt przyjaźnie.
Zaśmiałeś się cichutko, wręcz ledwo słyszalnie, po czym ulożyłeś zgięte łokcie na blacie stołu, a na dłoniach opierasz głowę.
Automatycznie twoje słowa przejęły nade mną kontrolę.
Mimo tego, co teraz czuję, dalej chcę ufać ci jak ślepiec, chociaż wiem, że nie powinienem.
Na chwilę cofam się myślami do dni, gdy każdy twój pomruk, słowo, westchnięcie nie było sztyletem wbijanym w moje serce. Gdy twoje słowa nie niosły za sobą zniszczenia w mojej duszy. Gdy nie musiałem udawać, że postać na przeciwko mnie nic dla mnie nie znaczy.
Odwróciłem wzrok od jego oczu, teraz przyglądając się roztańczonym w świetle jarzeniówki, drobinkom kurzu wokół nas, które śmieją się z naszego położenia.
"If you play, you play for keeps,
Take a gun, and count to three."
Take a gun, and count to three."
Wyciągnąłeś dłoń w moja stronę, jednocześnie wyrywając mnie z zamyśleń. Delikatnie pogładziłeś mój policzek przekręcając głowę jak ciekawy dzieciak oczekujący zezwolenia czy jakiejkolwiek reakcji.
Czuję, jak fałszywym gestem mnie obdarowujesz. Jakbyś próbował wzbudzić moje zaufanie, śmiejąc się w duchu.
Nie
działa to na mnie. Może to dlatego, że pozostałem tym cholernym
potworem, który nie robi niczego według jego przypuszczeń? Który, mimo,
że chce w końcu zejść ze ścieżki postrachu ludzi i pokazać swoją dobrą
stronę, nigdy nie będzie w stanie tego zrobić?
Zmieniłeś reguły gry tak, by wyprowadzić moje uczucia na manowce. Udajesz dobrego i przychylnego, abym w końcu się poddał!
Zmieniłeś reguły gry tak, by wyprowadzić moje uczucia na manowce. Udajesz dobrego i przychylnego, abym w końcu się poddał!
Niestety.
Mylisz się, Orihara i nie chcesz dopuścić do siebie tego, że ja nigdy
nie działam tak jak chcesz. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś?
Traktujesz moją ''odmienność'' od ludzi jak powietrze, chyba marząc, że
wreszcie któregoś dnia znajdziesz sposób, by złamać tę moją zaporę
nieprzewidywalności.
I nawet chętnie bym ci pomógł, tylko po to, aby ukazać ostatnie swoje oznaki nieprzewidywalności...
Ale niestety nie potrafię.
- Jeżeli już grasz, to na zawsze.- mówię, prawie szepcę przełykając głośno ślinę i przyglądając się z uwagą rewolwerowi na małym stoliku, jakbym tym miał sprawić, że wyparuje. - Weź pistolet i policz do trzech.
- Jeżeli już grasz, to na zawsze.- mówię, prawie szepcę przełykając głośno ślinę i przyglądając się z uwagą rewolwerowi na małym stoliku, jakbym tym miał sprawić, że wyparuje. - Weź pistolet i policz do trzech.
Machinalnie odsunąłeś swą dłoń jak poparzony i spojrzałeś się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
I
nawet teraz nie postąpiłem tak jak chciałeś. To jedyny powód twojej
nienawiści? Nie możesz się pogodzić z faktem, że w tym jednym jestem
lepszy od ciebie, dlatego mnie nienawidzisz?
Przerwałem tę nietypowa passę, w której próbujesz przejąć nade mną kontrolę.
Przez
te ostatnie miesiące tyle się między nami zmieniło, że starałeś się
chociaż udawać, że nienawidzisz tej nieprzewidywalnej części mnie. Przez
to zmieniłeś moje życie. Wprowadziłeś spokój, potem zamęt, aby dzisiaj,
na końcu wrzucić mnie w jakiś huragan. Zmieniałem się przez to.
Jednakże
nie do tego stopnia, aby stłumić mój instynkt. Dlatego podjąłem się tej
gry, mimo, iż wiedziałem, że w starciu z tobą nie mam szans.
Jeśli będzie potrzeba, strzelę.
"I'm sweating now, moving slow
No time to think, my turn to go."
No time to think, my turn to go."
Atmosfera
wokół nas emanuje sztucznym spokojem. Pomimo tego, że w pomieszczeniu
siedzą dwa potwory, jeden gorszy od drugiego, to jest nad wyraz stoicka.
Nikt nie może nam przerwać. Nikt nie może tutaj wprowadzić chaosu.
Szare
ściany korytarza odbijają stłumione światło żarówki. Nic nie jest tutaj
dekoracją, oprócz naszej dwójki, która postanowiła jednak wkraść się w
ten spokój tutaj. Udajemy powoli, że nic się nie dzieje, że nic nie ma
prawa się stać, aby zachować pozory normalności, by nie odstawać od reszty, chociaż ten jeden raz.
Tylko nas
widać. Tylko my tu jesteśmy. Dalej, w głąb widać tylko ciemność, niczym
nie zmąconą. W takim pomieszczeniu mógłbym dostać klaustrofobii, niczym
w pułapce. Wszędzie pusto, głucho. Można usłyszeć ciche bicie serca i
spokojne oddechy. Brak szumu ulicznego, brak szumu ludzkich słów,
śmiechu, którego już jeden z nas nie usłyszy nigdy.
Stąd wyjdzie tylko jeden z nas.
Zaczynam
się pocić, zaczyna mi się robić gorąco. Korytarz bez okien,
pomieszczenie bez okien, bez powietrza. Kurz lekko unoszący się wokół
nas nie wiruje.
- Poruszam się powoli i nie wykonuję żadnych
gwałtownych ruchów. - przerwałeś ciszę jednym, zdaniem, a ja przeniosłem
swój wzrok na ciebie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mocno
zamyślony byłem i jak bardzo drżały mi ręce.
A to przecież nie
jest czas na myślenie. Nie przyszedłem tu po to, aby popadać w
melancholię, która wchłonie mnie i zrzuci w odmęty psychiki. Nie taki
cel ma to spotkanie. Muszę zachować trzeźwość umysłu. W starciu z
wrogiem trzeba pilnować wszystkich asów w rękawie i tylko nad jednym się
zastanawiać.
Ile ich ma przeciwnik...
Refleksja
nad samym sobą spowodowała, że nie zauważyłem nawet, gdy wykonałeś swój
ruch. Zorientowałem się, że twoje słowa miały mnie przywrócić do
obecnej sytuacji. Miały swoisty prześmiewczy smaczek. Po raz ostatni
chcesz się wykazać swoja ironią, co Izaya?
Mogłeś zabawić
się mną, poudawać, odegrać swoją rolę jak w teatrzyku, ale ty po prostu
już dawno nacisnąłeś spust. Czyżby to była litość dla wroga?
Zauważyłem
także jak to, że gdy chybiłeś, to lekko wyprowadziło cię z równowagi. Jednakże
nie pokazujesz tego po sobie. Może nawet sam o tym nie wiesz...? Grasz
także przed sobą? Lubisz jednoosobową publikę w swojej osobie? Lubisz
grać także przed sobą tę rolę? Czy to przez brak publiki w obecnej chwili?
Zdążyłem za dobrze cię poznać, byś mógł i ze mnie zrobić publikę. Tak jak zawsze było, tak będzie. Zostaniesz z tym sam.
Teraz moja kolej, aby wejść do gry i robić wszystko, aby udowodnić ci, jak bardzo się mylisz.
Bóg też się czasem myli, Izaya. Bo i ja biorę udział w tym przedstawieniu.
"And you can see my heart beating
You can see it through my chest."
You can see it through my chest."
Przyglądałem
się przez chwilę broni leżącej na stoliku, zadając sobie pytanie, czy
to, co teraz się dzieje ma jakikolwiek sens? Czy bez tego zamieszania by
się nie obeszło?
Niestety znałem odpowiedź na moje
pytania, przez co stały się one zbędnymi i retorycznymi. Nie
satysfakcjonowały mnie jednak ich wyjaśnienia.
Jesteśmy
zbyt burzliwymi potworami, aby rozejść się w pokoju. Między nami musi
zawisnąć burza, która wszystko zrujnuje, aby dotarło do nas, że to
koniec. Bajka się skończyła.
Wpatrywałem
się w pistolet, który mógł pozbawić nas życia, bądź przez ironię losu
ciągnąc tę gierkę bez końca. Chwilę zajęło mi zdecydowanie o swoim
ruchu.
Prychnąłem, podnosząc wzrok na mojego partnera niedoli.
Ponownie
prychnąłem, gdy ujrzałem, że znów obłapiasz mnie wzrokiem, jakbyś chciał,
by nagłym magicznym sposobem, z lufy wycelowanej w moją stronę wyleciał
pocisk i przeszył mnie na wskroś.
Nawet
mentalnie próbowałeś grać nieczysto. Z jednej strony zabawne było to zachowanie - zabawne dla osoby trzeciej. Dla mnie było ono
przerażające.
Nie bałem się jednak tego
co się stanie. Nawet gdy przegram, to będzie swoistym podium dla mnie.
Bo nareszcie wygram ze swoimi myślami, dochodząc do jednego wniosku.
Izaya pozostanie jedynym, największym potworem. I nawet gdyby się
zmienił i zaczął czynić dobro - nic go przed tym nie uratuje. Jest
gotowy na to? Nie obawia się przyszłości?
Przyglądając
tak się mu zobaczyłem jak jeden kącik ust podjeżdża mu do góry, a on
zamyślony przeniósł wzrok na moja klatkę piersiowa.
Przez
to twoje spojrzenie miałem wrażenie, że możesz zobaczyć jak moje serce
bije. Z resztą nie zdziwiłbym się, gdyby mógł to zobaczyć przez mą
pierś.
Tak. Cudowny Orihara Izaya znający się na ludziach
tak doskonale, że mógł robić za ich rentgen. Prześwietlać ich i w chory
sposób dostawać swoje bezcenne informacje jak na tacy, bez wysiłku.
Zapewne tego byś chciał, prawda? Znać każdy mój słaby punkt, dowiedzieć się na mój temat wszystko, aby potem to wykorzystać...
Niczym cudotwórca prześwietlałbyś nas wszystkich na wylot, mając nadzieję zrobić w nas dziurę.
"That I'm terrified but I'm not leaving
I know that I must pass this test
I know that I must pass this test
So just pull the trigger''"
Gdyby
wszystko było takie proste jak się wydaje, życie byłoby nudne,
jednocześnie będąc bezpiecznym. Zwykłe czynności, jak na przykład
podniesienie ze stołu pistoletu i mimo, że z jednym nabojem, to wciąż
załadowanego, jest krętą ścieżką. Wycelowanie nim w kogoś - nawet jeśli
jest tą osobą twój doskonały wróg - staje się drogą krętą z wybojami. A
strzelenie jest już drogą pod górkę. Stromą górkę. Nie lada wyzwaniem.
Na co my się zdecydowaliśmy?
Dlaczego postanowiłeś zmienić zasady gry? Czyżbyś chciał podwoić swoją szansę wygrania?
Nie
celujemy we własne głowy, z niemym zastanowieniem, czy to będzie nasz
koniec, bo nabój zatrzyma się we skazanym miejscu. Celujemy w siebie,
aby dopełnić zadania i skrzywdzić drugą osobę do końca.
Końca, po którym już nie ma ratunku i życie przestanie się toczyć swoim rytmem.
Mógłbym
się przerazić i odejść zostawiając sprawy niedokończonymi, oraz dać ci
chorą satysfakcję, ale tak nie zrobię. Nie wiem, czy to duma, czy po
prostu głupia próba pokazania ci, co się stanie, gdy może jednak ty
przegrasz. Nie wiem i boje się konsekwencji swojego czynu. Nie ma już
odwrotu. Wiem, że muszę sam przejść te próbę. Próbę ratunku dla siebie i
kary dla ciebie.
Spojrzałem na twój posępny uśmiech, który chyba tym razem miał mnie zachęcić do wykonania ruchu.
Więc łapię za pistolet, zakręcam magazynkiem i po prostu pociągam za spust.
"Say a prayer to yourself
He says - Close your eyes, sometimes it helps
And then I get a scary thought
That he's here means, he's never lost."
He says - Close your eyes, sometimes it helps
And then I get a scary thought
That he's here means, he's never lost."
Gdy nie usłyszałem odgłosu wystrzału, upewniłem się, że Izaya żyje. Może ogłuchłem, przez ciszę panującą wokół nas?
Niestety on dalej tam siedział, a jego twarz przyozdabiał ten sam posępny uśmiech co zwykle. Zmieszany z nutka zwycięzcy.
Syknąłem cicho, odkładając z głośnym łoskotem przedmiot na stół, po czym pchnąłem go, aby trafił w ręce Orihary.
Mogę
się założyć, że ten twój uśmiech nie znikałby nawet, gdybyś już umierał.
Zbyt pewny siebie, aby przestać się tak ironicznie zachowywać.
-
Zmów za siebie modlitwę. - podpowiadasz mi, zaczynając się śmiać, jakbym
opowiedział ci jakąś zabawną historię, albo jakbyś przypomniał sobie coś
śmiesznego.
- Izaya... - warknąłem,
mając dość tego, że nie potrafisz być poważny. Chciałbym cofnąć czas, aby
mieć możliwość wkurzenia się na ciebie bez wyrzutów sumienia. Teraz nawet
nie denerwuję się przy tobie. Jestem tak przyzwyczajony do twej
obecności?
- Zamknij oczy, czasami to pomaga. - mówiąc to
kręciłeś głową, jakby zaprzeczając moim myślom i pokazując mi swój brak
litości dla ofiary. Coraz bardziej chce mi się z tego powodu śmiać.
Wyciągnąłeś w moja stronę dłoń i zakręciłeś magazynkiem, delikatnie i
powoli, jakbyś chciał mi dać możliwość namyślenia się, bądź odezwania.
Lekko trzymasz broń, jakbyś kpił sobie z tego, że nazywają ją
śmiercionośną. Jakby nic nie ważyła.
Gdy
tak na niego patrzyłem, mrużąc wściekle oczy, że przedłuża, i że już
dawno powinien się skończyć ten cały cyrk, uświadomiłem sobie, że to mi
tak dłuży się czas. Tak naprawdę niewiele go minęło, a mnie w urywkach
świadomości nachodziły przerażające myśli, których nigdy nie chciałem do
siebie dopuścić, a które są prawdziwe.
To, że on tu jest oznacza, że nigdy nie przegrywa.
Więc pociąga za spust.
"As my life flashes before my eyes
I'm wondering will I ever see another sunrise?
So many won't get the chance to say goodbye
But it's too late to think of the value of my life."
I'm wondering will I ever see another sunrise?
So many won't get the chance to say goodbye
But it's too late to think of the value of my life."
Nie zdążyłem nawet mrugnąć, gdy poczułem piekący, przeszywający ból w klatce piersiowej, a po tym huk wystrzału.
A
może było odwrotnie i słyszałem najpierw huk, a potem poczułem ból nie
do opisania? Po chwili spojrzałem w dół i ujrzałem, że cała moja koszula
zaczęła nabierać barwy czerwonej w narastającym tempie.
Momentalnie
poczułem kilka uczuć na raz, zaczęło mi być i gorąco i zimno, mroczki
zaczęły tańczyć mi przed oczami, towarzysząc mi w tej chwili.
Czyżby trafił?
Jakżeby inaczej.
Usłyszałem
głośny śmiech i upadek czegoś ciężkiego na ziemię, a po chwili kroki
zmierzające ku mnie. Zacząłem wszystko coraz wolniej rejestrować, a czas
płynął coraz szybciej.
W tym momencie było mi wszystko jedno, czy mnie wyśmieje, czy dobije, czy to koniec.
Moje
myśli zaczęły mi zaprzątać głowę, gdzie chciałbym cofnąć czas,
chciałbym wiele rzeczy naprawić, chciałbym jeszcze coś zrobić.
Czy tak wygląda każdy koniec? Czy tak wygląda życie, przelatujące mi przed oczami?
Tego się nie można dowiedzieć, dopóki się samemu nie przeżyje. A kiedy już się człowiek dowie... Nie ma odwrotu.
Mógłbym
się zacząć zastanawiać, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzę wschód słońca,
tak, jak to robią w melodramatach, ale po co? Po co mam odstawiać przed
sobą taki teatrzyk, gdzie będę błagał o pomoc, która nie nadejdzie?
Gdzie zacznę się użalać nad sobą?
-
No więc, Shizuo. - usłyszałem jak za mgłą poważny głos Izayi. Ledwo
zarejestrowałem fakt, że nie użył tego słodkiego zdrobnienia, które
nijak do mnie nie pasowało. - Dopóki mnie jeszcze słyszysz i rozumiesz
co mówię. Zgaduję, że masz... Ze 3 minuty? Może mniej? W sumie, mniejsza o
to. - mruknął, podchodząc i kucając koło mojego krzesła, abym spod
lekko opadających powiek mógł na niego spojrzeć.
Nie
chciałem go słuchać, pragnąłem, aby dał mi spokój, w ostatnich moich
chwilach, abym nie spróbował za nim tęsknić, żebym nie żałował, tego, że
chcę w ostatnich chwilach na niego patrzeć. Teraz będąc koło niego,
wykrwawiając się, gdy zostało mi mało czasu, Izaya mógł mnie potraktować
jak śmiecia. Sprawić, że mogę się tak poczuć. Bo tak naprawdę ja siebie
także okłamywałem. Okłamywałem, że mam szansę na wygraną.
Przyszedłem na wojnę bez żadnego asa w rękawie. Tylko idioci tak robią, którym jestem.
-
Zbyt wielu szansy nie dostanę, aby powiedzieć ci to krótkie ''żegnaj'',
wiesz... - powiedział, przejeżdżając palcem po miejscu na moim ciele,
gdzie leciała krew, jakby się zastanawiał, czy nie symuluję. - Tak
naprawdę cię kochałem.
Uniosłem zmęczone powieki na niego, zanosząc się kaszlem. Z ust poleciało mi trochę krwi.
Dlaczego kłamał?! Mogliśmy tego uniknąć?! Umieram tylko po to, aby usłyszeć takie słowa?
- I-Izaya... -wycharczałem, ale on mi przerwał kiwając głową i zamykając oczy, po czym westchnął.
-
Mimo, że cię kochałem, to niwelowałeś moje plany. Wiesz, na tym świecie
nie ma miejsca dla nas dwóch. W sumie dziwię ci się, że zechciałeś
zagrać ze mną w rosyjską ruletkę, w dodatku na zmienionych zasadach. Sam
mówiłeś, ze rozgryzasz moje plany, więc czemu...? - szepnął, po czym
usiadł na podłodze koło mojego krzesła, bacznie mi się przyglądając, gdy
moja głowa opadła, a ja jeszcze raz zaniosłem się kaszlem. - Nie mogłeś
sobie pomyśleć, czy pistolet nie jest podmieniony?
Za późno było na moje myślenie, czy mogłem coś zauważyć, czy nie. Za późno było, by myśleć o wartości mojego życia.
-
Wiesz, naprawdę cię kochałem. - westchnął, a ja poczułem się, jakby Izaya
robił z siebie sadystę i próbował mnie dobić słowami. Zacząłem coraz
mniej rejestrować, a moje ciało zaczęło powoli się osuwać z krzesła. -
Nikt ze znajomych i rodziny nie dowie się o tym, co tutaj się stało, więc się nie martw.
Z mojego oka popłynęła jedna łza. Łza bezsilności. Ostatnia, przed końcem.
Izaya widząc to, starł ją opuszkiem palca.
-
Nie płacz, potworku. - mruknął z nikłym uśmiechem w głosie, po czym
wstał. - Nie miałem innego wyjścia. Dzięki twojemu ''końcowi'', ja
mogłem ustanowić nowy ''początek'' dla tego miasta. Teraz nikt nie stoi mi na drodze. Zrozum, mimo naszych odnowionych relacji wciąż byłeś zagrożeniem.
Po tych słowach poczułem
delikatne dotknięcie w czubek głowy, a po chwili ciche pożegnanie, które
usłyszałem ostatkami sił, po czym moje powieki opadły, a ja uchwyciłem
już tylko ciemność.
"OWARI
TO
TO
HAJIMARI."
__________________________________________________
Nie jestem dumna z tego sf XD Jest to jednak moja pierwsza 'pociecha', więc nie wolno mi marudzić T-T.
Specjalnie ''ciebie'', ''twój'', ''twoje'' jest pisane z małej litery.
*-* Ekstra, że założyłaś bloga!
OdpowiedzUsuńWgl to na początku myślałam, że to będzie Russian Roulette Luki, ale w sumie to tak długo jak jest motyw ruletki, to piosenka nie gra roli <3 kocham tę grę~ a zmienione zasady straaaasznieee mi się podobały *-* w dodatku zakończenie też mi się podobało :D mi tam nie przeszkadza jak ktoś ginie, nawet to lubię ♥ w dodatku to jak Izaya postanowił dobić Shizuo w jego ostatnich chwilach poprzez wyznanie mu miłości tak idealnie do niego pasowało ~ trolling level Orihara :D kocham go za to *kciuk w górze* no a ta masa przemyśleń trochę przypomniała mi Alexę .< byłaby szkoda, naprawdę. Nie lubię jak ktoś coś usuwa *nadal cierpi po stracie Alexy* tak dużo o niej mówię xD no pacz, twoja wina, bo mi o niej te przemyślenia przypomniały.
Jestem ciekawa tego opowiadania, o którym pisałaś w poprzednim wpisie ;> życzę dużo weny i chęci~ i błagam, nie usuwaj bloga xD
Czekam na następne notki~ ;) bayo~
No i powiem jeszcze raz: Te zmienione zasady były ekstra *-* <3
Przepraszam, że dopiero teraz~... Telefon oczywiście wciął mój komentarz~... Q.Q"""
OdpowiedzUsuńMi dla odmiany nie podoba się Izaya poświęcający miłość dla bycia bogiem~! QAQ *ta hipokryzja, bo sama pisała coś takiego* To okrutneee~... Iza-chan, ogarnij się i cofaj czas, jak takiś mądry~!!! Q^Q""" Ok, zostaw Shizu, nie kontaktuj się, nie podchodź, nie zostawiaj nadziei, ale TAK GO ZABIĆ~??? Q.Q Ne, Reivi-chan, jak czytałam o tym, jak mierzył w Shizu pistoletem, to dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że tak bardzo wczułam się w Shizu, że serce mi przyspieszyło i wolniej oddychałam, bo nagle moja klatka piersiowa zrobiła się ciężka~... Idealnie posłużyłaś się jego perspektywą, jestem zachwycona~!!! Q^Q Problem w tym, że jak już Iza-chan strzelił i trafił (menda jedna T^T""") to zapomniałam, jak się oddycha~... *płacze* Shizu-chaaaan, mój Shizu-chan UMAAARŁ... Q.Q Buuu... Gdzieś tam głęboko tak się wczułam, że jakaś część mnie umarła~... Q.Q Obiecaj mi proszę, że kiedyś napiszesz z nimi coś kochanego i słodkiego, prooooszę~! Kiedyś, nie ważne kiedy, ale tak bardzo, bardzo proszę~... QwQ
Wiesz, co jest wg. mnie najlepsze w tym, co piszesz~? To, że znakomicie oddajesz nastrój, otoczenie i emocje. Nie jest ich za dużo, jest ich w sam raz.
Nie wiem, czy ci to pisałam, ale tak strasznie, strasznie się cieszę, że założyłaś tego bloga~~~~... QwwQ
Będę czekać na więcej, mam nadzieję, że spłynie na ciebie błogosławieństwo wena~... ;33
Nie będzie to logiczny komentarz, ale jestem pod zbyt dużym wrażeniem >w<
OdpowiedzUsuńRany, jakie cudowne *3* Kocham songficki, bo jeśli są dobrze napisane można w nich wyczuć tyle emocji =3= tutaj jest ich tak dużo, do tego świetnie je opisałaś *.* Biję pokłony ;3; Reivi-san, gdzie ty do tej pory byłaś? Zajebiszczaście piszesz. Przemyślenia, przebieg wydarzeń, aż mi się płakać chce ;3; Pierwszy wpis, a ja już jestem zakochana. Izaya to skurwiel, ale co poradzić. W twoim wykonaniu to zachwycający skurwiel >3< Pewnie powinnam współczuć Shizusiowi, ale no nie umiem. Za ładnie opisałaś jego śmierć, żebym mogła smutać. Ogółem znam piosenkę, ale nie sądziłam, że powstanie kiedyś do niej songfick i to z Shizayą <3 Czekam na następne wpisy =3=
Miłych wakacji~~ =^.^=
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń(Dodaję jeszcze raz, bo mi się błąd wkradł~)
OdpowiedzUsuńCholera jasna, ja nie mogę... nie powinnam czytać ta..takich opowiadań.
Bo wiesz, zaniemówiłam. No. Nie wiem, co napisać. Pomińmy fakt, że rzadko kiedy to wiem, tylko, że teraz naprawdę... naprawdę nie potrafię ubrać w słowa myśli, które są w mojej głowie. Posegregowanie ich sprawia mi nie lada trudność.
Ogólnie rzecz biorąc dziwnie mi pisać w ten sposób do osoby, której nie znam. Zaraz dodam Twój blog do obserwowanych, tylko skończę komentarz.
Może zacznę od tego, że na samym początku do wyżej zamieszczonego opowiadania podchodziłam baardzo sceptycznie. A bo to songfick, a ja nie przepadam (bo sama nie umiem ich pisać), a bo to na podstawie piosenki Rihanny, a ja tej pani i jej twórczości po prostu nie lubię...
Ale wiesz co? Teraz żałuję, że pomyślałam tak chociaż przez chwilę, ułamek sekundy.
Kocham ludzi, którzy piszą tak, że doprowadzają czytelników do płaczu.
Tak. Po prostu się popłakałam.
Ten tekst... To wszystko było, poprawka, jest dla mnie piękne.
Nie wiem, co jeszcze napisać.
Przepraszam.
Nieziemsko się cieszę, że zyskaliśmy nową i jednocześnie wspaniałą pisarkę.